.jpg)
Rozdział 27
Harry bezwiednie wodził wzrokiem po nieruchomym Malfoyu i
poruszającym się w amoku drobnym ciele Hermiony. Bez przerwy
sprawdzała puls, dotykała jego niezmiennie zimnych palców i
modliła się, by po prostu jej się to wydawało. By tak naprawdę
jego serce biło. Nie wiedział jak ma jej powiedzieć, że to na
nic, że jest już zbyt późno. Czuł, że to złamałoby jej serce.
Wszyscy
zastygli w bezruchu. Ron patrzył wielkimi oczyma na odgrywającą
się scenę, Josh podszedł do panny Granger i zatrzymał jej dłonie.
Zamknął je w silnym uścisku i pociągnął w górę.
-Granger,
weź się w garść! - nagle jej wzrok zatrzymał się na twarzy
mężczyzny, a jej oczy zabłysły olśnieniem. Wyrwała się z jego
uścisku i zacisnęła pięści.
-Członkowie
zakonu, przez pakt krwi mogą skupiać swą energię i dowolnie nią
dysponować jako jedno, prawda? - słowa wystrzeliwały z jej ust jak
pociski z karabinu maszynowego. Nie zważała na drżące wargi.
Mocno wbiła paznokcie we wnętrze dłoni oczekując na odpowiedź.
-Tak...
tak jest możliwe coś takiego, ale...
-Jestem
teraz ich jedynym przywódcą. Muszą mnie słuchać- zaciętość i
nutka desperacji w jej głosie, stanowiły dziwną i nieco
przerażającą odmienność. Wyglądała nieco upiornie w podartej
sukni i z potarganymi włosami.
Joshua
zrozumiał, że teraz nie mówi do niego ta niska smutna dziewczyna,
która chowa się za Draco. Teraz miał przed sobą przywódcę
Zakonu Trzech Głów. Ona tu wydawała rozkazy.
-Ilu
potrzebujesz?
-Wszystkich.
Zwołaj cały Zakon.
To
nie była Avada. To nie była Avada. To nie mogła być Avada-
myślała gorączkowo. To
zaklęcie było jakieś dziwne, przez co nie miała pojęcia, co tak
naprawdę jest z Draco. Istniały zaklęcia, które jedynie
zatrzymywały kogoś w stanie łudząco podobnym do śmierci, ale
były też te gorsze , które uśmiercały podobnie do Avady... albo
gorzej- boleśniej. Musiała mieć nadzieję, że jeszcze nie
wszystko stracone.
Harry
nie wierzył w to co widzi. Nagle do ogrodu zaczęło przybywać
mnóstwo ludzi. Niezwykłych. Każdy z nich dostojny, ubrany w
eleganckie i proste szaty. Czarny jedwab i aksamit przetykany
srebrnymi nićmi, pierścienie z białego złota, długie peleryny.
Każdy inny, ale każdy podobny. Było coś mistycznego w tym cichym
pochodzie. Jakaś ukryta wartość, jakaś manifestacja tajemnicy.
Ronowi wydawało się, że widział niektórych w Ministerstwie na
wysokich stanowiskach, a może jedynie mu się wydawało... Podobne
twarze. Wszystkie poważne, dumne. Naznaczone zmarszczkami,
dodającymi patosu. Siwe brody i binokle w złotych oprawkach. Z
każdego oblicza spoglądała chłodno para mądrych oczu. Wkrótce
otoczyli młodą kobietę, a gdy już ostatni z nich przybył na
miejsce, spomiędzy tych szarych figur wystąpił mężczyzna z
krótką i sztywną brodą, który najwidoczniej miał zamiar
przemówić w imieniu reszty.
-Hermiono
Jane Granger, chcemy złożyć ci ukłon i uznać cię za naszego
przywódcę – jego głos był spokojny i brzmiał jakąś
uniwersalną mądrością.
-Również
wam się kłaniam- teraz nie mam czasu na formalności.
To, co
nastąpiło potem było szeregiem dziwnych obrazów, których nawet
Hermiona nie rozumiała. Ona działała tylko w jednym celu. Była
niczym zaprogramowany robot.
Kiedyś
poznała potężne zaklęcie, którego użycie było poza jej
zasięgiem... potrzeba wielkiej mocy, by przywrócić nie tyle kogoś
do życia, o ile życie do tego kogoś. Teraz mogła to zrobić.
Mogła chociaż spróbować.
Wszyscy
członkowie zakonu skupili swą moc w swym przywódcy. W niej. To
uczucie było... piorunujące. Nagle przez czubki palców u rąk i
nóg, przez każdą pojedyncza końcówkę włosa, przez skórę i
wszystkie jej pory wnika elektryzujące ciepło, jakby nagle
temperatura wokoło wzrosła do czterdziestu stopni. Energia ta
pełzła po jej skórze i wewnątrz niej by skupić się w okolicach
splotu słonecznego. Hermiona odetchnęła ciężko. Czuła jakby
miała na sobie kilka przemoczonych futer zwierzęcych i to w taki
upał! Mocno ścisnęła różdżkę w dłoni. Nie mogła się
skupić. Krew głośno dudniła jej w skroniach i nie mogła
oddychać, jakby ktoś na pierś położył jej tonowy kamień.
Musiała szybko ujarzmić tą moc, bo zaraz dołączy do młodego
Malfoya na ziemi, albo wybuchnie i zacznie strzelać fajerwerkami.
-Hermiona...
– usłyszała niepewny głos Josha. - Wyglądasz jakbyś chciała
rzucić pawia. Trzymasz się?
-Daję
radę – wycedziła przez zęby starając się nie upaść pod
niewidzialnych ciężarem. Całe jej ciało buchało ogniem i było
tak duszno...
-Granger,
musisz nad tym zapanować, jeżeli chcesz go uratować.
Tyle
wystarczyło. Wystarczyło by przypomniał po co to robi. Dla kogo.
Dziewczyna
wyprostowała plecy i wzięło głęboki oddech. Zatrzymała
powietrze na moment z płucach i wypuścił je powoli. Stopniowo
uspakajała ten płomień, aż poczuła się zupełnie zwyczajnie.
Teraz to ona panowała nad sytuacją.
Kiedy
już poczuła się pewnie wypowiedziała formułkę zaklęcia. Na
początku nie działo się nic. Nawet przez chwilę była pewna, że
czas zatrzymał się w miejscu. Draco leżał nadal na ziemi bez
ruchu, jej przyjaciele zebrani wokół z nieruchomym spojrzeniem
wbitym w ciało i nieruchome ciemne figury wokół nich. Hermiona
czuła wzbierające w niej fale bólu i rozgoryczenia. Przez ten
idiotyczny zbieg okoliczności, który zwie się los, nigdy nie
powiedziała mu, co tak naprawdę do niego czuła, nie wyraziła
wdzięczności i nie powiedziała „kocham”. Teraz on leżał
martwy na podłodze z biały jak kreda. Był martwy przez nią.
Zabiła go. Odebrała mu całe jego młode życie, wszystkie szanse,
wybory, niesamowite przeżycia i zdarzenia, które miały go spotkać.
Rozejrzała
się wokoło. Pełno wokół niej ludzi, których miała być
przywódcą, a jej zbierało się na łzy.
-Wyjdźcie.
Wyjdźcie wszyscy- jej głos zabrzmiał donośnie. Po chwili sala
była pusta. Ku jej uldze, nawet Harry i Ron wyszli bez słowa. Miała
nadzieję, że już odeszli, że zostawili ją w jej nowym zamku, bo
każda chwila z nimi zadawała jej coraz więcej bólu płynącego ze
świadomości utraty.
Oto
została sama z dwojgiem martwych ludzi. Śmierć za śmierć. Tak
naprawdę uświadomiła sobie, że jej śmierć znacznie ułatwiłaby
sprawę. Draco i Hatechorne byliby żywi. Każdy w swoim świecie.
Usiadła
obok niego. Wyglądał obco i blisko. Teraz pozwoliła sobie na łzy.
Nie obchodziło ją to, że jej żałosny płacz prawdopodobnie niósł
się po całym dworze. Słone krople zalewały jej twarz i spływały
na zimną posadzkę tuż przy jego głowie. Był tak cholernie biały,
jakby wyrzeźbiony w białym marmurze. Pod zamkniętymi powiekami
tkwiły zgaszone oczy, w których widziała tak wiele tajemnic, które
spoglądały na nią rozbawione, zatroskane i czułe tysiące razy.
Szloch wzbierał gdzieś w jej duszy, która teraz krzyczała
rozdzierana na miliony kawałeczków. Rozpadała się i umierała.
-Prze...
przepraszam cię – wyszeptała. - Tak bardzo cię przepraszam, za
wszystko, co ci zrobiłam. Praktycznie zniszczyłam ci świat.
Naraziłam cię na niebezpieczeństwo, zraniłam, a teraz... Teraz
już nigdy nie powiem ci, że kocham cię i... tak bardzo chciałabym,
żebym to ja... - poczuła, że nie da rady wypowiedzieć ani słowa
więcej. Gardło miała zupełnie ściśnięte. Chciała teraz
położyć się obok niego, tak jak wtedy w namiocie i umrzeć. Od
tak dawna czuła do tego chłopca więcej nic mogła przypuszczać i
ukrywała to przed sobą, że tylko on niesie światło w jej życiu.
Tylko on...
...a
teraz jej światło zgasło.
Pewnie
zostałaby przy nim jeszcze bardzo długo, gdyby nie nieoczekiwane
zdarzenie.
Nagle
poczuła muśnięcie czegoś delikatnego. Niemalże krzyknęła.
Spojrzała na Draco, który teraz przyglądał jej się swymi szarymi
oczyma.
-Granger...-
jego głos był słaby, jakby właśnie wyrwał się ze szponów
jakiejś ciężkiej choroby. - Nie płacz – mówiąc to spróbował
usiąść podpierając się na rękach. Dziewczyna patrzyła na niego
przerażona. Kiedy wyciągnął do niej dłoń, ta cofnęła się
natychmiast. Chłopak westchnął poirytowany chwiejnie stając na
nogach.
-Doprawdy,
nie przeszkadza ci siedzenie z martwym mną, co więcej- rozmawianie,
a boisz się, gdy mówię co ciebie żyw? - w jego głosie nie było
już zmęczenia, a jego zwyczajna ironia, lecz z weselszą nutą. To
skłoniło ją do uspokojenia się.
-Draco?
- nie mogła uwierzyć.
On żył.
Niezdarnie wstała na miękkich nogach. On żył. Przyjrzała się
jego twarzy. Widziała delikatny rumieniec na twarzy i to jak
oddycha. On żył. Niepewnie zbliżyła się do niego.
-Nie
wierzysz, że to ja? - zapytał z uśmiechem.
On żył.
Była już o krok. On żył. Wpadła niemal bezwiednie w jego
ramiona, gdy tylko je otworzył. Draco nie spodziewał się, że tak
mała istota ma tyle siły by wycisnąć powietrze z jego płuc.
Tuliła się do niego w najpiękniejszy sposób na świecie. Nie było
w tym nic z przyjacielskiego uścisku. Ufnie wtuliła swą głowę
pod jego podbródek zaciskając mocno powieki. Przylgnęła do niego
cała i czuł jak bije jej serce. Jedną dłoń położyła po lewej
stronie jego klatki piersiowej, tak gdzie leżało jego żywe serce.
Drugą dłonią gładziła jego plecy, jakby uspakaja go.
Malfoy
bardzo cieszył się z faktu, iż nie widziała jego twarzy. W
przeciwnym razie zobaczyłaby ten rozczulony wyraz twarzy i łzy w
oczach, które szybko otarł nim ją mocniej przytulił.
Czuli,
że mogliby tak stać całą wieczność, ale świat szedł dalej, a
masa ludzi nie wiedzących, co ze sobą zrobić stała za drzwiami i
czekała. Połowa na nią, połowa na jego ciało. Teraz żywe.
-Hermiona...
musimy do nich wyjść, musimy cię stąd zabrać...
-Nie –
nie spodziewał się tak twardego protestu. Widziała pytanie w jego
oczach. Odsunęła się od niego gwałtownie. - Nadal jestem ostatnim
przywódcą zakonu. Nadal muszę wywiązać się z moich obowiązków.
Muszę się tym zająć.
-Ale
przecież możesz teraz odejść z nami, odpocząć i wrócić, gdy
nabierzesz sił... - sam wiedział jak naiwnie brzmi. Gdyby tak
bardzo nie szalał za tą dziewczyną, oszczędziłby sobie wielu
takich niemądrych słów. Hermiona uśmiechnęła się smutno.
Wyciągnęła dłoń by pogłaskać go po policzku.
-Jeszcze
kiedyś się spotkamy. Obiecuję ci to, Draco. Tylko o mnie nie
zapomnij.
-Nie
mógłbym- odpowiedział chwytając jej dłoń i obracając, by
złożyć pojedynczy pocałunek na jej wierzchu.
-Wychodzimy
stąd. Zabierz samochód i jedź do Malfoy Manor. Twoja matka na
pewno cię teraz potrzebuje. Żegnaj – tymi słowami zakończyła
rozmowę.
Nie dał
jej znać. Nie chciał jej przestraszyć. Jednak dobrze pamiętał,
jak mówiła, że go kocha. Po raz pierwszy w życiu czuł, jakby
mogła być naprawdę jego. Jak gdyby ktoś w księdze wszechświata
napisał ich imiona obok siebie. Jakby byli sobie pisani.
Uff... wróciłam z Danii i wreszcie mam trochę czasu ^^
Rozdział krótki jak cholera, ale to takie zakończenie sprawy z martwym Draco. Powiadomię jutro, bo padam z nóg.
O jaaa... mam taką wizję, że hej! :D
Miłych wakacji dziewczyny! :3
Uff... wróciłam z Danii i wreszcie mam trochę czasu ^^
Rozdział krótki jak cholera, ale to takie zakończenie sprawy z martwym Draco. Powiadomię jutro, bo padam z nóg.
O jaaa... mam taką wizję, że hej! :D
Miłych wakacji dziewczyny! :3
kto by pomyślał, że dodasz nowy rozdział O.o.
OdpowiedzUsuńNie chcę krytykować, ale szczerze się zawiodłam, czyżby to opowiadanie było ciągniete na siłę?
To napisz lepiej. Krytykowac potrafisz ale przedstawic sie to nie bardzo
UsuńHej, hej! No jasne, że nie na siłę. Mam naprawdę masę pomysłów :D
UsuńTo, że jestem leniwa i mam znikome umiejętności organizowania czasu wolnego, to już druga sprawa, ale opowiadanie na pewno dojdzie do skutku. Jest jak feniks! :3
Dziękuję Malinko za obronę ^^
Uspokoiłaś mnie trochę tym rozdziałem. Chodzi mi konkretnie o uratowanie Malfoya.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażałabym sobie tego opowiadania bez jego osoby.
Cieszę się również, że Hermiona wyznała swoje uczucia chłopakowi i że Draco miał szczęście je usłyszeć, choć ubolewam nad tym,że on nie zdobył się na takie wyznanie.
Zastanawiam się natomiast jak będą wyglądać dalsze losy tej dwójki.
jak długo będzie trwać ich rozłąka? i czy będą wstanie żyć na odległość?
Czo to za Dramione bez Dracze? :D
UsuńCo do wyznawania uczuć, to faceci zawsze się wymigują :>
Pozdrawiam
Never ^^
Z jednej strony jestem taka szczęśliwa, Draco żyje, Hermiona wyznała swoje uczucia, ła, ła, ła. Dzieje się, dzieje.
OdpowiedzUsuńA z drugiej strony jestem wściekła. Jak mogłaś ich znowu rozłączyć? Nie, nie, nie! Nie zgadzam się na to. Oni mają się znowu spotkać i mają być razem super szczęśliwi. Tak czekam aż w końcu będą razem. :C Rozdział bardzo mi się podobał, chociaż jest taki krótki. (!) Smutno.
Czekam na kolejny rozdział! I pamiętaj - oni mają się zejść, spotkać i wziąć ślub i mieć piątkę dzieci, dziękuję. xD
http://niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/
Pozdrawiam, M.
Złośliwiec ze mnie ^^
Usuń... zaraz, zaraz... piątkę?! Małe przedszkole i Draco jako przedszkolanka?
^^ ooo już mam wizję :D
Pozdrawiam
Never
Rozdział krótki,ale pełen skrajnych emocji i trzymający w napięciu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że pomimo mam nadzieję chwilowej rozłąki nasza dwójka będzie miała okazje na spotkanie w niedalekiej przyszłości...
A więc co dalej?
Pozdrawiam
Hania
Hm...pytanie "co dalej" to mój odwieczny problem, ale jeżeli mam być szczera, wszystko już przesądzone i mam nadzieję, nieco ich podręczyć ^^ Jestem taka zła :D
UsuńPozdrawiam i życzę miłego dnia
Never
Ale fajny rozdział ;) Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńDziękuję ^^
UsuńKolejny opublikuję dziś równo o północy :D