czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 27

 


Rozdział 27 



Harry bezwiednie wodził wzrokiem po nieruchomym Malfoyu i poruszającym się w amoku drobnym ciele Hermiony. Bez przerwy sprawdzała puls, dotykała jego niezmiennie zimnych palców i modliła się, by po prostu jej się to wydawało. By tak naprawdę jego serce biło. Nie wiedział jak ma jej powiedzieć, że to na nic, że jest już zbyt późno. Czuł, że to złamałoby jej serce.
Wszyscy zastygli w bezruchu. Ron patrzył wielkimi oczyma na odgrywającą się scenę, Josh podszedł do panny Granger i zatrzymał jej dłonie. Zamknął je w silnym uścisku i pociągnął w górę.
-Granger, weź się w garść! - nagle jej wzrok zatrzymał się na twarzy mężczyzny, a jej oczy zabłysły olśnieniem. Wyrwała się z jego uścisku i zacisnęła pięści.
-Członkowie zakonu, przez pakt krwi mogą skupiać swą energię i dowolnie nią dysponować jako jedno, prawda? - słowa wystrzeliwały z jej ust jak pociski z karabinu maszynowego. Nie zważała na drżące wargi. Mocno wbiła paznokcie we wnętrze dłoni oczekując na odpowiedź.
-Tak... tak jest możliwe coś takiego, ale...
-Jestem teraz ich jedynym przywódcą. Muszą mnie słuchać- zaciętość i nutka desperacji w jej głosie, stanowiły dziwną i nieco przerażającą odmienność. Wyglądała nieco upiornie w podartej sukni i z potarganymi włosami.
Joshua zrozumiał, że teraz nie mówi do niego ta niska smutna dziewczyna, która chowa się za Draco. Teraz miał przed sobą przywódcę Zakonu Trzech Głów. Ona tu wydawała rozkazy.
-Ilu potrzebujesz?
-Wszystkich. Zwołaj cały Zakon.

To nie była Avada. To nie była Avada. To nie mogła być Avada- myślała gorączkowo. To zaklęcie było jakieś dziwne, przez co nie miała pojęcia, co tak naprawdę jest z Draco. Istniały zaklęcia, które jedynie zatrzymywały kogoś w stanie łudząco podobnym do śmierci, ale były też te gorsze , które uśmiercały podobnie do Avady... albo gorzej- boleśniej. Musiała mieć nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.

Harry nie wierzył w to co widzi. Nagle do ogrodu zaczęło przybywać mnóstwo ludzi. Niezwykłych. Każdy z nich dostojny, ubrany w eleganckie i proste szaty. Czarny jedwab i aksamit przetykany srebrnymi nićmi, pierścienie z białego złota, długie peleryny. Każdy inny, ale każdy podobny. Było coś mistycznego w tym cichym pochodzie. Jakaś ukryta wartość, jakaś manifestacja tajemnicy. Ronowi wydawało się, że widział niektórych w Ministerstwie na wysokich stanowiskach, a może jedynie mu się wydawało... Podobne twarze. Wszystkie poważne, dumne. Naznaczone zmarszczkami, dodającymi patosu. Siwe brody i binokle w złotych oprawkach. Z każdego oblicza spoglądała chłodno para mądrych oczu. Wkrótce otoczyli młodą kobietę, a gdy już ostatni z nich przybył na miejsce, spomiędzy tych szarych figur wystąpił mężczyzna z krótką i sztywną brodą, który najwidoczniej miał zamiar przemówić w imieniu reszty.
-Hermiono Jane Granger, chcemy złożyć ci ukłon i uznać cię za naszego przywódcę – jego głos był spokojny i brzmiał jakąś uniwersalną mądrością.
-Również wam się kłaniam- teraz nie mam czasu na formalności.

To, co nastąpiło potem było szeregiem dziwnych obrazów, których nawet Hermiona nie rozumiała. Ona działała tylko w jednym celu. Była niczym zaprogramowany robot.
Kiedyś poznała potężne zaklęcie, którego użycie było poza jej zasięgiem... potrzeba wielkiej mocy, by przywrócić nie tyle kogoś do życia, o ile życie do tego kogoś. Teraz mogła to zrobić. Mogła chociaż spróbować.
Wszyscy członkowie zakonu skupili swą moc w swym przywódcy. W niej. To uczucie było... piorunujące. Nagle przez czubki palców u rąk i nóg, przez każdą pojedyncza końcówkę włosa, przez skórę i wszystkie jej pory wnika elektryzujące ciepło, jakby nagle temperatura wokoło wzrosła do czterdziestu stopni. Energia ta pełzła po jej skórze i wewnątrz niej by skupić się w okolicach splotu słonecznego. Hermiona odetchnęła ciężko. Czuła jakby miała na sobie kilka przemoczonych futer zwierzęcych i to w taki upał! Mocno ścisnęła różdżkę w dłoni. Nie mogła się skupić. Krew głośno dudniła jej w skroniach i nie mogła oddychać, jakby ktoś na pierś położył jej tonowy kamień. Musiała szybko ujarzmić tą moc, bo zaraz dołączy do młodego Malfoya na ziemi, albo wybuchnie i zacznie strzelać fajerwerkami.
-Hermiona... – usłyszała niepewny głos Josha. - Wyglądasz jakbyś chciała rzucić pawia. Trzymasz się?
-Daję radę – wycedziła przez zęby starając się nie upaść pod niewidzialnych ciężarem. Całe jej ciało buchało ogniem i było tak duszno...
-Granger, musisz nad tym zapanować, jeżeli chcesz go uratować.
Tyle wystarczyło. Wystarczyło by przypomniał po co to robi. Dla kogo.

Dziewczyna wyprostowała plecy i wzięło głęboki oddech. Zatrzymała powietrze na moment z płucach i wypuścił je powoli. Stopniowo uspakajała ten płomień, aż poczuła się zupełnie zwyczajnie. Teraz to ona panowała nad sytuacją.
Kiedy już poczuła się pewnie wypowiedziała formułkę zaklęcia. Na początku nie działo się nic. Nawet przez chwilę była pewna, że czas zatrzymał się w miejscu. Draco leżał nadal na ziemi bez ruchu, jej przyjaciele zebrani wokół z nieruchomym spojrzeniem wbitym w ciało i nieruchome ciemne figury wokół nich. Hermiona czuła wzbierające w niej fale bólu i rozgoryczenia. Przez ten idiotyczny zbieg okoliczności, który zwie się los, nigdy nie powiedziała mu, co tak naprawdę do niego czuła, nie wyraziła wdzięczności i nie powiedziała „kocham”. Teraz on leżał martwy na podłodze z biały jak kreda. Był martwy przez nią. Zabiła go. Odebrała mu całe jego młode życie, wszystkie szanse, wybory, niesamowite przeżycia i zdarzenia, które miały go spotkać.
Rozejrzała się wokoło. Pełno wokół niej ludzi, których miała być przywódcą, a jej zbierało się na łzy.
-Wyjdźcie. Wyjdźcie wszyscy- jej głos zabrzmiał donośnie. Po chwili sala była pusta. Ku jej uldze, nawet Harry i Ron wyszli bez słowa. Miała nadzieję, że już odeszli, że zostawili ją w jej nowym zamku, bo każda chwila z nimi zadawała jej coraz więcej bólu płynącego ze świadomości utraty.
Oto została sama z dwojgiem martwych ludzi. Śmierć za śmierć. Tak naprawdę uświadomiła sobie, że jej śmierć znacznie ułatwiłaby sprawę. Draco i Hatechorne byliby żywi. Każdy w swoim świecie.
Usiadła obok niego. Wyglądał obco i blisko. Teraz pozwoliła sobie na łzy. Nie obchodziło ją to, że jej żałosny płacz prawdopodobnie niósł się po całym dworze. Słone krople zalewały jej twarz i spływały na zimną posadzkę tuż przy jego głowie. Był tak cholernie biały, jakby wyrzeźbiony w białym marmurze. Pod zamkniętymi powiekami tkwiły zgaszone oczy, w których widziała tak wiele tajemnic, które spoglądały na nią rozbawione, zatroskane i czułe tysiące razy. Szloch wzbierał gdzieś w jej duszy, która teraz krzyczała rozdzierana na miliony kawałeczków. Rozpadała się i umierała.
-Prze... przepraszam cię – wyszeptała. - Tak bardzo cię przepraszam, za wszystko, co ci zrobiłam. Praktycznie zniszczyłam ci świat. Naraziłam cię na niebezpieczeństwo, zraniłam, a teraz... Teraz już nigdy nie powiem ci, że kocham cię i... tak bardzo chciałabym, żebym to ja... - poczuła, że nie da rady wypowiedzieć ani słowa więcej. Gardło miała zupełnie ściśnięte. Chciała teraz położyć się obok niego, tak jak wtedy w namiocie i umrzeć. Od tak dawna czuła do tego chłopca więcej nic mogła przypuszczać i ukrywała to przed sobą, że tylko on niesie światło w jej życiu. Tylko on...
...a teraz jej światło zgasło.
Pewnie zostałaby przy nim jeszcze bardzo długo, gdyby nie nieoczekiwane zdarzenie.
Nagle poczuła muśnięcie czegoś delikatnego. Niemalże krzyknęła. Spojrzała na Draco, który teraz przyglądał jej się swymi szarymi oczyma.
-Granger...- jego głos był słaby, jakby właśnie wyrwał się ze szponów jakiejś ciężkiej choroby. - Nie płacz – mówiąc to spróbował usiąść podpierając się na rękach. Dziewczyna patrzyła na niego przerażona. Kiedy wyciągnął do niej dłoń, ta cofnęła się natychmiast. Chłopak westchnął poirytowany chwiejnie stając na nogach.
-Doprawdy, nie przeszkadza ci siedzenie z martwym mną, co więcej- rozmawianie, a boisz się, gdy mówię co ciebie żyw? - w jego głosie nie było już zmęczenia, a jego zwyczajna ironia, lecz z weselszą nutą. To skłoniło ją do uspokojenia się.
-Draco? - nie mogła uwierzyć.
On żył. Niezdarnie wstała na miękkich nogach. On żył. Przyjrzała się jego twarzy. Widziała delikatny rumieniec na twarzy i to jak oddycha. On żył. Niepewnie zbliżyła się do niego.
-Nie wierzysz, że to ja? - zapytał z uśmiechem.
On żył. Była już o krok. On żył. Wpadła niemal bezwiednie w jego ramiona, gdy tylko je otworzył. Draco nie spodziewał się, że tak mała istota ma tyle siły by wycisnąć powietrze z jego płuc. Tuliła się do niego w najpiękniejszy sposób na świecie. Nie było w tym nic z przyjacielskiego uścisku. Ufnie wtuliła swą głowę pod jego podbródek zaciskając mocno powieki. Przylgnęła do niego cała i czuł jak bije jej serce. Jedną dłoń położyła po lewej stronie jego klatki piersiowej, tak gdzie leżało jego żywe serce. Drugą dłonią gładziła jego plecy, jakby uspakaja go.
Malfoy bardzo cieszył się z faktu, iż nie widziała jego twarzy. W przeciwnym razie zobaczyłaby ten rozczulony wyraz twarzy i łzy w oczach, które szybko otarł nim ją mocniej przytulił.
Czuli, że mogliby tak stać całą wieczność, ale świat szedł dalej, a masa ludzi nie wiedzących, co ze sobą zrobić stała za drzwiami i czekała. Połowa na nią, połowa na jego ciało. Teraz żywe.

-Hermiona... musimy do nich wyjść, musimy cię stąd zabrać...
-Nie – nie spodziewał się tak twardego protestu. Widziała pytanie w jego oczach. Odsunęła się od niego gwałtownie. - Nadal jestem ostatnim przywódcą zakonu. Nadal muszę wywiązać się z moich obowiązków. Muszę się tym zająć.
-Ale przecież możesz teraz odejść z nami, odpocząć i wrócić, gdy nabierzesz sił... - sam wiedział jak naiwnie brzmi. Gdyby tak bardzo nie szalał za tą dziewczyną, oszczędziłby sobie wielu takich niemądrych słów. Hermiona uśmiechnęła się smutno. Wyciągnęła dłoń by pogłaskać go po policzku.
-Jeszcze kiedyś się spotkamy. Obiecuję ci to, Draco. Tylko o mnie nie zapomnij.
-Nie mógłbym- odpowiedział chwytając jej dłoń i obracając, by złożyć pojedynczy pocałunek na jej wierzchu.
-Wychodzimy stąd. Zabierz samochód i jedź do Malfoy Manor. Twoja matka na pewno cię teraz potrzebuje. Żegnaj – tymi słowami zakończyła rozmowę.

Nie dał jej znać. Nie chciał jej przestraszyć. Jednak dobrze pamiętał, jak mówiła, że go kocha. Po raz pierwszy w życiu czuł, jakby mogła być naprawdę jego. Jak gdyby ktoś w księdze wszechświata napisał ich imiona obok siebie. Jakby byli sobie pisani.


Uff... wróciłam z Danii i wreszcie mam trochę czasu ^^
Rozdział krótki jak cholera, ale to takie zakończenie sprawy z martwym Draco. Powiadomię jutro, bo padam z nóg. 

O jaaa... mam taką wizję, że hej! :D
Miłych wakacji dziewczyny! :3 


11 komentarzy:

  1. kto by pomyślał, że dodasz nowy rozdział O.o.
    Nie chcę krytykować, ale szczerze się zawiodłam, czyżby to opowiadanie było ciągniete na siłę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To napisz lepiej. Krytykowac potrafisz ale przedstawic sie to nie bardzo

      Usuń
    2. Hej, hej! No jasne, że nie na siłę. Mam naprawdę masę pomysłów :D
      To, że jestem leniwa i mam znikome umiejętności organizowania czasu wolnego, to już druga sprawa, ale opowiadanie na pewno dojdzie do skutku. Jest jak feniks! :3
      Dziękuję Malinko za obronę ^^

      Usuń
  2. Uspokoiłaś mnie trochę tym rozdziałem. Chodzi mi konkretnie o uratowanie Malfoya.
    Nie wyobrażałabym sobie tego opowiadania bez jego osoby.
    Cieszę się również, że Hermiona wyznała swoje uczucia chłopakowi i że Draco miał szczęście je usłyszeć, choć ubolewam nad tym,że on nie zdobył się na takie wyznanie.
    Zastanawiam się natomiast jak będą wyglądać dalsze losy tej dwójki.
    jak długo będzie trwać ich rozłąka? i czy będą wstanie żyć na odległość?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czo to za Dramione bez Dracze? :D
      Co do wyznawania uczuć, to faceci zawsze się wymigują :>
      Pozdrawiam
      Never ^^

      Usuń
  3. Z jednej strony jestem taka szczęśliwa, Draco żyje, Hermiona wyznała swoje uczucia, ła, ła, ła. Dzieje się, dzieje.
    A z drugiej strony jestem wściekła. Jak mogłaś ich znowu rozłączyć? Nie, nie, nie! Nie zgadzam się na to. Oni mają się znowu spotkać i mają być razem super szczęśliwi. Tak czekam aż w końcu będą razem. :C Rozdział bardzo mi się podobał, chociaż jest taki krótki. (!) Smutno.
    Czekam na kolejny rozdział! I pamiętaj - oni mają się zejść, spotkać i wziąć ślub i mieć piątkę dzieci, dziękuję. xD
    http://niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złośliwiec ze mnie ^^
      ... zaraz, zaraz... piątkę?! Małe przedszkole i Draco jako przedszkolanka?
      ^^ ooo już mam wizję :D
      Pozdrawiam
      Never

      Usuń
  4. Rozdział krótki,ale pełen skrajnych emocji i trzymający w napięciu.
    Mam nadzieję,że pomimo mam nadzieję chwilowej rozłąki nasza dwójka będzie miała okazje na spotkanie w niedalekiej przyszłości...
    A więc co dalej?

    Pozdrawiam
    Hania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm...pytanie "co dalej" to mój odwieczny problem, ale jeżeli mam być szczera, wszystko już przesądzone i mam nadzieję, nieco ich podręczyć ^^ Jestem taka zła :D

      Pozdrawiam i życzę miłego dnia
      Never

      Usuń
  5. Ale fajny rozdział ;) Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^
      Kolejny opublikuję dziś równo o północy :D

      Usuń