czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 26

 

Wreszcie chora! :D 
KOCHAM WAS :>

Rozdział 26


 Członkowie zakonu najwidoczniej prowadzili ich w jakieś konkretne miejsce. Hermiona nie wierzyła w to, co się działo. Zaledwie kwadrans temu Marry powiedziała, że może uciekać, a teraz znów w sidłach nieprzyjaciela prowadzono ją w nieznane. Naprawdę. Fortuna kołem się toczy, ale jej koło chyba było czworokątne. Tuż za nią szedł Draco, a za nim z kolei stąpał Josh, grożąc imiennie swym dawnym pobratymcom. Czuła się bardzo niepewnie i dałaby wiele, by schwytano tylko ją. Nie wiedziała, co dokładnie mogą mu zrobić za jej nieposłuszeństwo. Przez głowę przemknęła jej myśl, że to być może zdrada Marry sprowadziła na nich dwa tuziny uzbrojonych przeciwnkików.
Nagle poczuła na swojej dłoni ciepły dotyk szczupłych palców. Nie podziało to kojąco, ale dodało jej odwagi. Nie była sama, bo był tu on. Draco. To bardzo dziwne, że po tak wielu latach szczerej i odwzajemnionej niechęci do siebie, to właśnie on stał się osobą, która zostanie z nią do samego końca. Potężny kamień spadał jej na pierś, za każdym razem gdy przypominała sobie jak bardzo go nienawidziła przez lata, jak on życzył jej najgorszego. To były straszne lata. Jak widać wojna może nie tyle odmieniła ludzi, co zmieniła ich sposób patrzenia na siebie nawzajem. Latami uważany za złego z natury sługę Voldemorta, opowiedział się za właściwą stroną.

Niespodziewanie cały orszak zatrzymał się przed podwójnymi drzwiami do ogrodu, w którym już była. Nie mogła przewidzieć, co może ich czekać wewnątrz. Szantaż? Tortury? Śmierć? W towarzystwie czterech czarodziejów w charakterze eskorty, wprowadzono ich do środka. Nagle zamarła, bo oto zobaczyła Richarda Hatechorna we własnej osobie. Czyli jednak żył. Czyli Marry ją okłamała. Podła kobieta!

-Panna Granger i młody Lucjusz - rzekł mężczyzna, nie odwracając się za siebie. Zupełnie jakby nie wyczuwał w przybyłych wyraźnie niepokojowych intencji, nadal wpatrywał się w pulsującą taflę wody w fontannie. Teraz reszta ludzi Hatechorna wyszła i zostawiła ich samych. Josh został na zewnątrz, zapewne czekała go oddzielna „rozmowa” z ojcem. Nagle Draco doznał dziwnego wrażenia.
-Ja pana znam...
-Oczywiście, że tak. Pamiętam twe pierwsze kroki, odwiedzałem Lucjusza bardzo często, był moim dobrym przyjacielem i świetną głową – rzekł odwracając się powoli. Teraz oboje mogli dostrzec białą lilię, którą trzymał delikatnie w palcach. Draco poczuł przemożną chęć zniszczenia czegoś naprawdę wielkiego, zrobienia czegoś, co odmieniłoby świat, aby wreszcie życie stało się łatwe. Aby czarne charaktery nosiły na twarzy szatański uśmiech, wybuchały szaleńczym śmiechem, chodziły przygarbione i szpetne ze znakiem niegodziwości na twarzy. Byłoby tak łatwo znaleźć się po właściwej stronie, że przeciw jednemu przestępcy stałaby cała Anglia. Niestety teraz najbardziej wynaturzony człowiek był jednocześnie charyzmatyczny, inteligentny, piękny w swym kształcie i wpływowy.
Czyli Lucjusz, jego ojciec, był nie tylko członkiem Zakonu, ale też jedną z trzech głów. Po raz kolejny znalazł się po stronie przeciwnej, do strony swego syna. A teraz był martwy. Czy jego śmierć nie była przypadkiem?
-Czyli mój... - zawahał się – Czyli Lucjusz był członkiem zakonu jeszcze wtedy gdy żył Voldemort? - zapytał sądząc, iż skoro nie przystąpili jeszcze do walki, może pozwolić sobie na małą wymianę zdań. Zresztą im dłużej mógł utrzymać Hermionę bezpieczną przy sobie, tym dłużej czuł, że nie wszystko stracone. Richard wybuchł pogodnym śmiechem, który nieco zaskoczył obojga.
-Nadal tańczycie tak jak wam zagra. To po prostu Tom Riddle. Można nawet nazwać go Tommy`m. Był bardzo szczerym, zdolnym i naiwnym młodzieńcem. Nie miał nic przeciwko temu, aby jego ludzie byli jednocześnie w zakonie. Bał się, że go powstrzymamy. Nie dziwię się zresztą. Tak, twój ojciec był bardzo silnym człowiekiem, chociaż nieco zbyt pogrążonym w zbytkach i luksusach. To chyba istotnie, go zgubiło – zamyślił się wyglądając przez witrażowe okna. Cisza zagrała wokół nich, przyprawiając o ciarki. Hermiona poczuła, że wczorajsza kolacja zamienia się w kamień i ciąży w żołądku.
-Panno Granger – zwrócił się do niej, jakby dopiero zawitała w auli – Przykro mi, że nasze kolejne spotkanie odbywa się właśnie teraz. Szczerze mówiąc, chciałem wytłumaczyć ci jak to się stało, że znalazłaś się w moich magazynach – dziewczyna gwałtownie zaczerpnęła tchu, gdy świadomość o bliskim spotkaniu z człowiekiem odpowiedzialnym za tą całą krzywdę, dotarła do najgłębszych części jej umysłu – Jestem świadomy tej niefortunnej sytuacji. Jak wy to nazywacie – gafy. Autentycznie przepraszam i ucałowałbym pani dłoń, jednakże nie chcę urazić uczuć pana Malfoya. Po stokroć regrette – rzekł z bezbłędnym francuski akcentem.
-J'accepte les excuses – odpowiedziała, zadziwiając obu swym równie umiejętnym językiem. Mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem. Mógł mówić, co chciał, ale Draco już odczuwał przeróżne przewroty żołądka i napady gniewu. Czyżby zazdrość? Pomyślał niedorzecznie.
-I właśnie, dlatego chciałbym, aby zasiadała pani przy moim stole, jako członek Zakonu nie, jako przeciwnik – rzekł z przekonaniem. Hermiona w ciszy rozpatrywała nowe fakty. Jedynie jej bystre oczy błyskały w świetle, które kaskadami barw wpadało przez barwione szkło.
-Cholewka, jednak starsi ludzie są w istocie dziwni. Bo, tak między nami, gdybym ja chciał zaprosić na rosół młodą, bystrą dziewczynę, wysłałbym jej list, ewentualnie kwiaty. Pan natomiast uwięził ją na trzy miesiące, prawie zabił, kazał ścigać przez pół Anglii, dręczył jej przyjaciół i zmuszał do podpisania cyrografu – przemówił Draco z udawanym przejęciem.
-A ty świetnie sobie poradziłeś z rolą rycerza, mój chłopcze, dlatego wierzę, że oboje wnieślibyście wiele do mojego skromnego stowarzyszenia- Draco zachichotał.
-Zbyteczna skromność. Pana „stowarzyszenie” trzyma w garści nie tylko największe umysły świata czarów, ale też Ministerstwo Magii i Biuro Aurorów, a może i też wszystko inne.
-Tak było, dopóki nie zabiłeś mojego Ministra, a ja aurora dowodzącego- odparł otwarcie. Hermiona nie potrafiła ukryć zdziwienia, które wyryło swe ślady na jej twarzy. Pytająco spojrzała na Draco. Richard zauważył jej konsternację i w reakcji roześmiał się klaskając w dłonie.
-Czyli nie pochwaliłeś się tym, że udaremniłeś wiele moich planów wobec Ministertwa? Cóż za skromność. Powiedz pannie Granger, że w obronie przyjaciół po raz kolejny zamordowałeś człowie...
-Zamknij się!- warknął Draco, wniwecz obracając iluzję swobody i opanowania, jaką udało mu się stworzyć. Teraz kipiał ze złości. Gdyby tylko miał różdżkę... z ulgą zabiłby znów. Już miał zamiar zignorować swoją bezbronność i rzucić się z pięściami na tego przeklętego mężczyznę, jednak dotyk na ramieniu uspokoił go. Spojrzał na Hermionę z zaskoczeniem. Nie nienawidziła go? Nie bała się takiego mordercy jak on?
-Och spokojnie, po co niszczyć atmosferę miłej rozmowy? Możemy pogawędzić jeszcze trochę nim...
-... nas pan zabije- dokończyła zupełnie spokojnie dziewczyna.
-Och... nie. Chciałem raczej powiedzieć, nim przejdziemy do interesów- tu się zastanowił. - Chociaż, skoro tak wam się śpieszy możemy porozmawiać teraz o... - tu przerwał, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Musiał być on potworny, bo Richard- ten silny człowiek- niemalże upadł. W ostatniej chwili usiadł na ławie przy fontannie. Oboje zamarli rozumiejąc z tej sytuacji niewiele więcej niż któraś z doniczek. Po chwili przywódca Zakonu zupełnie uspokoił swój oddech, ale wyraz jego oczu znacznie się zmienił.

-Dane jest mi umrzeć – westchną, co upodobniło go do zwyczajnego starszego pana, który uwielbia karmić gołębie i spacerować wąskimi uliczkami Londynu, nie wiekowego przywódcę najpotężniejszego zgromadzenia w Europie – Jednak nie chcę zostawić moich ludzi na zgubę – zaśmiał się gorzko – sentymentalny się zrobiłem i, o dziwo – lojalny.
Gdyby Draco potrafił dobyć głosu, powiedziałby: „Przepraszam, ale nie rozumiem. Czy 'umrzeć' to nowy synonim na 'zniszczyć was i rozpieprzyć wam życie'?
-O tak. Trucizna jaką przygotowałyście z moją nową służącą była jak najbardziej dobra, ale sposób jej podania... powiedzmy, że pozostawiał wiele do życzenia- tu uśmiechnął się dobrotliwie.
-Dość tego cyrku, czy możemy już przejść do tego momentu, gdzie umierasz? - młody Malfoy naprawdę tracił cierpliwość. Męczyła go niepewność
-Ten chłopak jest w potrzasku – zauważył Richard – Już prawie zapomniałem jak to jest kochać i być kochanym.
-Chce pan coś mi powiedzieć, prawda? - zauważyła chcąc zmienić temat. Mężczyna spojrzał nań przenikliwie.
-Owszem. Chcę aby złożyła pani przysięgę i... została głową mojego zakonu. Jeszcze dziś.
-Słucham?! - zgodny okrzyk niedowierzania rozbrzmiał w cieplarni. Zaniepokojeni tym członkowie zakonu zajrzeli do środka uchylając drzwi. Ich dowódca spojrzał na swego mistrza pytająco.
-Spokojnie chłopcy, my tylko rozmawiamy, chociaż... Lorenzo, Mark, Harrison dotrzymajcie nam towarzystwa- na to wezwanie trzech wysokich, smukłych mężczyzn w pelerynach z czarnego jedwabiu podeszło i stanęło w niewielkiej odległości, gotowi do poświęcenia swego życia, za ostatnią żyjącą Głowę Zakonu Trzech.
Hermiona niepewnie zbliżyła się do swego sprzymierzeńca. Oni dwoje kontra trzech potężnych magów i jeden arcypotężny, choć konający. Nie wiadomo było, jak szybko działa trucizna. Modliła się, by stało to się teraz.
-Hermiono Granger, przedstawiam ci moich trzech najdzielniejszych ludzi, wybitnych teoretyków dziedzin magicznych. To oni uczyliby cię starożytnych run, astrologii, ważenia eliksirów o jakich nawet nie słyszałaś, ośmiu języków pramagicznych i wielu innych zagadnień. To wszystko... potężna wiedza, o której nawet nie śniłaś, a którą chciałabyś posiadać, jest w zasięgu twojej ręki.
-Czy mam wybór? - pytanie było tylko formalnością. Na skinienie Richarda, Lorenzo obezwładnił Draco, a Harrison przytknął różdżkę do jego gardła. Na ułamek sekundy jej oczy spotkały się z jego.
-Granger – młody Malfoy warknął szarpiąc się w uchwycie. - Nie waż się tego robić.
-Zrobiłbyś to samo – odparła patrząc w podłogę. Nie chciała rozmawiać z nim w obecności wrogów. Spojrzała na przywódcę, ten skinął głową. Machnął ręką i na to skinienie między nimi pojawiła się porcelanowa misa pełna suchych płatków róż.
-Nie rób tego, do cholery! Obiecuję, że nas stąd wyciągnę, tylko...- nie wiedział, który z nich- Harrison czy Lorenzo- ale jeden z nich ma mocny cios. To uciszyło go.
-Złożę przysięgę, ale pod jednym warunkiem- odezwała się pewnie. Mężczyzna uniósł prawą brew zaciekawiony. - On nie będzie musiał.
-Jak sobie życzysz. Teraz podaj mi swą dłoń – rzekł spokojnie. Niepewnie zrobiła, co kazał. Gdy tylko jej zimne palce znalazły się w jego zgrubiałych, chwycił je pewniej i obrócił dłonią do góry. Nie widziała, jak chwytał sztylet i ledwie zarejestrowała jak zamachnął się i jednym wprawnym ruchem ciął od nasady małego palca po kciuk. Zdezorientowana wyrwała się z uścisku i przyłożyła krwawiącą rękę do piersi.

-Otwórz dłoń nad misą- rozkazał. Gdy tylko spełniła polecenie, a krople krwi spadły na suche szczątki kwiatów, cała misa buchnęła płomieniem. Po drugiej stronie ściany ognia widziała Hatechorna, który wypowiadał cicho jakieś słowa. Nagle spojrzał na nią, a jego oczy wydawały się dwoma czarnymi kulami. - Hermiono Granger, oddałaś nam swoją krew, a my ja przyjmiemy jak swoją. Odtąd jesteś nami, a my tobą. Mianuję cię też Głową Zakonu Trzech. Przyrzeknij, że każda twoja decyzja będzie dyktowana dobrem Zakonu – była zbyt zdumiona by wydusić z siebie cokolwiek. Żar palił jej twarz. Czuła pot spływający po skroniach i plecach. Ledwie stała na miękkich nogach. Patrzyła i patrzyła na te czrane oczodoły, a z nich spoglądała na nią ciemność. - Przyrzeknij!- krzyk wyrwał ją z otępienia.
-Przyrzekam! - wrzasnęła, aby jej głos dotarł na drugą stronę kurtyny ognia. Wtem płomień zgasł, a misa zniknęła.
Spojrzała za siebie, by upewnić się, że wszystko nadal jest na swoim miejscu. On był.

-Gratuluję ci, teraz jesteś równa mi – jego uczy znów odzyskały normalny przyblakły kolor, nadal jednak czuła strach. Szybko pojęła sens tych słów. Już się odwracała, już chciała kazać uwolnić Draco i kazać mu odejść w jakieś bezpieczne miejsce jednak nie dane było jej tego zrobić, bo nagle wszystko... wybuchło. No może nie dosłownie wybuchło, ale wrażenie było podobne. W jednym momencie drzwi do cieplarni otworzyły się niemal wypadając z zawiasów i szklany sufit został rozbity przez zaklęcie. Odłamki szkła poszybowały w dół. Cała trójka osłoniła głowy rękoma, nie unikając przy tym skaleczeń. Następnym etapem wybuchu było wtargnięcie do środka przez drzwi i rozbity sufit mnóstwa aurorów. Hermiona dostrzegła Josha. Widziała też Harrego i Rona tuż za nim. Gdyby przybyli chociaż minutę wcześniej! Poczuła, że jej policzki stają się wilgotne.

-Harry, co z nimi? - Ron szepnął ukradkiem do towarzysza. Aurorzy nie wiedzieli, co robić, gdy tamci nie atakowali. Bez oporu patrzyli jak tamci wyważają drzwi, rozbijają szyby i mierzą w Richarda Hatechorna.
-Wróciliśmy po naszych przyjaciół i bez nich nie wyjdziemy – głos Pottera zabrzmiał niepewnie lecz donośnie.
-Ja nie mogę iść, Harry – odpowiedziała przyjaciółka.
-Nie, Hermiono, wszystko w porządku, zabieramy cię stąd. Za chwilę będziesz bezpieczna – słowa Rona raniły ją głęboko i boleśnie. Już nigdy nie będzie w porządku. Właśnie wyrzekła się swojego życia. Doskonale wiedziała, co grozi za złamanie przysięgi, a śmierć to najmilszy element tego wszystkiego.
-Ja... ja jestem teraz jedną z nich... - początkowo nikt nie wierzył, ale po dłuższej chwili ciszy, po sani rozeszły się szmery. Na prawo od Harrego spotkała pełne zrozumienia i bólu oczy Josha. On rozumiał. Jakimś sposobem rozumiał ją całkowicie. - Harry, teraz mnie posłuchaj, zabierz Draco i uciekajcie stąd jak najdalej, już się nie zobaczymy – starała się nie ronić łez przy tych ostatnich słowach. - Puśćcie go – rozkazała mężczyznom trzymającym Draco. Ten wyglądał jakby miał upaść.
Albo zwymiotować.
Jego oczy wręcz krzyczały do niej, choć usta zacisnął w wąską kreskę.
-Harry, każ tym ludziom wyjść, nic już nam nie grozi – po chwili w zrujnowanej zielarni została jedynie ona, Hatechorne, jego ludzie, Draco, Harry, Ron i Josh stojący dwa kroki za nimi. Widziała, że za sekundę zarzucą ją pytaniami nie zważając na obecność wroga. - Nie pytajcie. Draco widział wszystko i wszystko wam opowie – dalej już nie mogła powstrzymać łez – Nie chciałam żeby tak się stało. Gdybym... gdybym mogła, zrobiłabym inaczej... - Jeszcze raz objęła ich wszystkich wzrokiem. Tak bardzo kochała te twarze, tak dobrze ich znała! - Harry... znów zbiłeś okulary – zauważyła uśmiechając się smutno. Po chwili przytuliła całą trójkę nie patrząc na obecność obcych parę metrów za nią. Przez chwilę trwali w uścisku, nim puścili się i odstąpili na dystans.
Teraz zauważyła, że przy fontannie pogawędkę ucinają sobie ojciec i syn. Zastanawiała się o czym mogą rozmawiać. Nagle poczuła palące spojrzenie Malfoya. Gdy odwzajemniła ja, ten natychmiast zacisnął dłoń na jej łokciu i odciągnął ją na większą odległość.
-Coś ty do cholery zrobiła? - był wściekły.
-To, co musiałam – orzekła niepewnie. Cieszyła się, że zasłonił ją samym sobą przez spojrzeniami, bo widzieli by jej ból wymalowany na twarzy. Jakoś ciężko było jej znieść to wszystko, gdy słyszała jego głos i była tak blisko...
-Wystarczyłoby, gdybyś poczekała parę minut...
-To mogłaby być cena twojego życia, zresztą mogło zginąć wielu, gdyby doszło do konfrontacji. Za dużo ofiar jak dla mnie. Nie jestem warta tylu poświęceń... Zresztą... musiałam się jakoś odwdzięczyć... - nie mogła powiedzieć nic więcej, nawet gdyby nie było łez zalewających jej twarz. Bez ostrzeżenia, ogarnął ją ramionami i przytulił. Czuła jego ciepłe ciało i bijące serce. Przypomniała sobie noc spędzoną razem w namiocie. Jak wyznał jej swój ból i lęk, jak zasnęli ciasno spleceni.
-Draco... - szepnęła wprost do jego ucha – Pocałuj mnie.
Na spełnienie tej prośby nie musiała czekać. Natychmiast chwycił w niepewne dłonie jej twarz i patrząc prosto w jej oczy, niewerbalnie przekazując, że to ich ostatni pocałunek, złączył ich usta. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale emocje zdążyły znów zacząć buchać w niej i szukać upustu.
-Nigdy o tobie nie zapomnę – wyznał opierając czoło o jej czoło. - Uratowałem cię raz, drugi to będzie już rutyna.
Chciałaby. Chciałaby, aby mogło to być prawdą.
Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.
-Choć, musisz ich stąd zabrać – miała na myśli przyjaciół, którzy obecnie nieco zdziwieni przyglądali się ich dwojgu.

-Żegnajcie- powiedziała do przyjaciół. Czuła jak wnętrzności wywracają się w jej trzewiach. Jak jakaś zimna dłoń ściska jej serce. Kiedy to wszystko nabrało takiego rozmachu? Czy nie mogło być inaczej? Czy konieczne było to wszystko? Czy pisane jest jej być Głową Zakonu? Lodowaty pot spłynął jej po plecach.
Draco wzrok miał zacięty. Wyglądał na zdeterminowanego. Bała się o niego. Harry szeptał coś do Rona, ten słuchał nadal patrząc na nią. Cofali się powoli do drzwi, za którymi czekali aurorzy.
Nagle Hatechorne odsunął się od Josha i ruszył parę kroków w stronę odchodzących.

-Chociaż tak wiele bym dał, aby rozegrać to inaczej, po prostu nie mam wyjścia... - ostatnie słowo niemalże wyszeptał, wyciągając swą szarą, prostą różdżkę i kierując ją wprost na młodych ludzi, którzy nie zdążyli nawet zareagować.
Hermiona zamarła z wrzaskiem narastającym w gardle.
Richard wypowiedział pod nosem słowa śmiertelnej klątwy, a srebrne skrzące nici w ułamku sekundy przeleciały odległość dzielącą koniec jego różdżki z blondwłosym chłopakiem.
Nie potrafiła nic powiedzieć. Patrzyła wielkimi, przerażonymi oczyma jak ciało Draco pada bezwiednie na zimną posadzkę. Jak jej przyjaciele starają się uchronić je przed gwałtownym upadkiem. Jak jego głowa opada bezwładnie na ramię, gdy Ron szarpie jego ramię, a Harry wydaje jakieś rozkazy swoim ludziom. Jak tamci zrywają się z miejsc, gdzie stali i pędzą w stronę Hatechorna...
… ale nim rzucą pierwsza klątwę w jego stronę, ten pada bez tchu, zupełnie jak Malfoy przed sekundą.
Spojrzenia wszystkich wylądowały na Joshu. To on trzymał różdżkę, która zabiła jego ojca. To on go zabił. Ofiara stała się katem. Syn mordercą.
Hermiona drgnęła. Jakiś nieokreślony dźwięk wyrwał się z jej gardła. Kazała swoim roztrzęsionym nogom przestać i pobiegła przewracając się i potykając do miejsca, gdzie leżał on. Upadła obok niego. Drżącymi dłońmi ujęła jego twarz w dłonie. Policzki były chłodne, a usta, które jeszcze chwilę temu, a całe stulecia stąd, całowała na pożegnanie- sine. Cała drżała.
-Nie... - jęknęła na znak protestu. Nie pozwoli mu tak odejść. Nie może.
Otarła niecierpliwie jakąś wilgoć z oczu. Przyłożyła dłoń do jego szyi, a potem nadgarstka, licząc na choć jedno bicie serca. Na próżno.


12 komentarzy:

  1. Nawet nie masz pojęcia jaką radość mi sprawiłaś dodając ten rozdział.
    Choć przyszło mi czekać dość długo, to po przeczytaniu tej notki jestem w pełni usatysfakcjonowana i mogę szczerze powiedzieć,że rozdział był wart oczekiwania:)
    Jestem również zaskoczona rozwojem zdarzeń, choć byłam zawiedziona,że Hermiona została siłą wcielona do Zakonu, to mimo to, miałam nadzieję,że jej przyjaciele i Draco zdołają w jakiś sposób unieważnić tę przysięgę,
    a teraz Malfoy nie żyje:(
    Mam nadzieję,że gryfonka nie pozwoli mu tak po prostu odejść i zdąży go odratować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś! :D
      Hm... nic nie obiecuję, ale zapewniam, że jeszcze was zaskoczę :3

      Usuń
  2. Nieeee, co tu się stało???!!!! Jak to umarł???? Może to jej się tylko śniło? :D
    Fajny rozdział, ale co będzie dalej? Czekam na kolejny rozdział! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem, co będzie dalej, ale niebawem o tym napiszę :D
      3maj się ;3

      Usuń
  3. Zatkało mnie. Po prostu mnie zatkało.
    Rozdział niesamowity.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  4. Damn Draco.... Tylko tyle przychodzi mi na myśl...

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny rozdział! Tylko proszę Cię nie uśmiercaj Draco
    Hermiona całkiem by się załamała i kto wie co jej wpadnie do głowy, zwłaszcza,że
    tak się do siebie ostatnio zbliżyli

    Pozdrawiam
    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No postaram się, no... ale wiesz, autorka czasem sadystyczne myśli miewa :>
      Pozdrawiam
      Never :)

      Usuń
  6. NEVER COŚ TY WYMYŚLIŁA, JA SIĘ BOJĘ.
    Rozdział oczywiście perfekcyjnie, idealnie doskonały.
    Jestem ciekawa jak Draco ożyje. o: Bo on ożyje. A jak nie ożyje, to wiesz, no. Mam Twoje gg, także możesz się bać.
    Biedna Hermiona... Czemu Harry i Ron nie wkroczyli do tej sali wcześniej? To była kwestia minuty, kilku sekund! Ugh.
    Pocałowali się, tak, tak! xD
    No więc czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, mam nadzieję, że będzie szybciej. :')
    niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. COŚ SZAAALONEGO :D
      Dziękuję
      Już coś skrobię w 27 i chyba niedługo coś konkretnego powstanie, bo w końcu wakacje :D

      Pozdrawiam
      Never

      Usuń