piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 22



Nie było mnie troszeczkę długo, ale nadrabiam! 
Serio :D 

Rozdział 22

Muzyka:
James Blunt - I really want you 

Jedna mała łza o marmurową posadzkę się rozbija . A w niej czyjeś  czyjeś 
życie się odbija.Łza matki co pierwszy raz swoje dziecko dotyka i dziecka,
które przed ojcem  w pokoju się zamyka.Łza panny młodej przy ołtarzu stojącej  i dojrzałej
kobiety przemijającej. Łza straconego dzieciństwa, spełnionego marzenie,
 pierwszego pocałunku i  braku pieniądza. Jedna mała łza. Tak mała, że aż niedostrzegalna.
Największa nauczycielka pokoju. Strażniczka cierpienia i szczęścia.


Droga była bardzo długa i męcząca. Mimo nowo odkrytej wzajemnej solidarności przedziwnej dwójki, oboje ze wszystkich sił starali się nie absorbować sobą nawzajem. Hermiona mimo wyleczonej ręki, nadal czuła się wyjątkowo słaba i zmęczona, jednak o śnie nie było mowy - nie mogła zasnąć. Oparła więc głowę o szybę i obserwowała świat spod przymrużonych powiek.
Chłopak, dla odmiany, starał się nie zasnąć. Przeżył całkowicie bezsenną nos myśląc o... No właśnie. Myślał o zbyt wielu rzeczach, by móc je wymienić. Dom rodzinny i to co z niego pozostało, rodzina, którą chciałby mieć, poczucie rozdarcia i wracające demony przeszłości.
I ona. Cały czas ona i tylko ona. Przyczyna, skutek. Zabójca i ofiara. Obserwator i sprawca. Ona. Zmęczona, wychudzona, bystra, zaniepokojona, nieufna, wciąż piękna i wciąż droga. Zbyt droga. Nawet jego nie było stać na choćby myśl o niej.

Miejsce, które ustalili wraz z Harrym jako miejsce spotkania było ogromnym płaskim terenem, pokrytym trawą i otoczonym wysokimi wzgórzami. Wyglądało to trochę, jakby życie w tej dolinie zatrzymało się całe epoki temu, a zielone rośliny trwały tak od zawsze, uginając się psotnie pod naporem wiatru.

-Jesteśmy na miejscu - zakomunikował kierowca. Przetarł zmęczone powieki i bezwiednie oparł czoło o kierownicę. Samochód cicho zatrąbił, ale oboje byli zbyt zobojętniali i wykończeni jazdą, by zareagować.
-Umówiliście godzinę? - zapytała splatając nogi w siad turecki.
-Trudno jest ustalić dokładną porę, gdy nie znamy dokładnego położenia i czasu podróży - do jego głosu wkradła się zgryźliwość i ironia. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Czy ja ci przeszkadzam? - zapytała z wyrzutem odnajdując nową siłę, by wszcząć kłótnię. Znów z opóźnieniem zrozumiała, że jest naprawdę nieczuła wobec niego. Zawstydziła ją ta myśl. Głębokie, zmęczone westchnięcie przekonało ją o tym do końca. Chłopak podniósł na nią znękane spojrzenie.
-Jesteś nienormalna, Granger. Jedziemy od miliona godzin, męczymy się w domu moich rodziców, uciekamy przed pościgami, nieomal rozbijając się, jesteśmy doszczętnie wykończeni fizycznie i psychicznie, a ty po prostu, tak ot, chcesz się kłócić. Mówię ci: nie - ku jej zaskoczeniu słowa te brzmiały obojętnie z pewną dozą sarkazmu i pobłażania.
W odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się w dziwnie naturalny sposób.

Dzień kończył się spektakularnym zachodem słońca. Podczas gdy Draco zapadł w głęboki sen na tylnich siedzeniach, ona wpatrywała się niekończącą się walkę kolorów. Nieubłaganie nastawała nos, spychając pomarańczową zorzę za horyzont. Panna Granger przeciągnęła się i spojrzała na śpiącego Draco. Wyglądał zbyt nieszkodliwie, by mogło to być prawdą. W istocie w jego uśpionym obliczu nie było śladu zgryźliwości, rozterek, czy też jakiejkolwiek emocji. Wydawał się idealny i czysty niczym świeży pergamin. To wzbudzało w niej ufność, choć sobie tego nie życzyła.
Leniwie przejechała wzrokiem po zarysie okalających ich wzgórz. Nagle na szczycie jednego z nich ujrzała wyłaniające się dwie postacie na miotłach. Radość, szybko przemieniła się w przerażenie, gdy za nimi w zasięg jej wzroku wkroczyło około dwustu podobnych figur.
-Nie ruszaj się - usłyszała przy uchu. Znieruchomiała wpatrując się bezmyślnie w zbliżający się oddział. - Schyl się, chwyć różdżkę.
-Uciekniemy? - zapytała drżącym głosem, choć odpowiedź znała zbyt dobrze.
-Nie damy rady, zbyt mało czasu - mówił cicho, ale w jego głosie igrał strach i zdenerwowanie.
-Walczymy - to było stwierdzenie. Bała się, ale jednocześnie cieszyła, że Harry i Ron jeszcze nie przybyli. Chłopak zlustrował przestrzeń wokoło, jakby układał strategię walki.
-Spróbuję wyjść na przód ataku. Część ominie mnie i poleci prosto w twoją stronę, ale dasz radę. Otworzę bagażnik, wyjmiesz z niego miotłę i czarną torbę. Odlecisz w tamtą stronę - zakończył wskazując kierunek przeciwny do kierunku, z którego nadpływały nieznane siły. Chciała protestować, upierać się, krzyczeć, ale w tym momencie stało się coś dziwnego. Dwieście osób zawisło w powietrzu bez żadnego ruchu, natomiast dwie zanurkowały w dół, lecąc prosto na nich.
-Chcą rozmawiać - ocenił. - Wyjdę i zajmę ich, a ty wykorzystasz sytuację...
-To Harry! -zawołała wprawiając Draco w osłupienie. - I Ron! To Harry i Ron - nawoływała ucieszona. Niezdarnie wydostała się z samochodu upadając przy tym i rozdzierając sobie kolano, pobiegła na przód oślepiona łzami wzruszenia i nie wiedząc jak, znalazła się w objęciach przyjaciół.

Nieprzekonany Draco potrzebował kilku godzin rozmów by przyswoić fakt, jako iż głupi Harry Potter zaprzyjaźnił się z uzbrojonym oddziałem aurorów, pragnących obalić rząd kierowany przez zakon Trzech Głów. Owszem -postać Arrowa była jakimś tam potwierdzeniem tej wersji, ale nieufna natura Malfoya kazała nie wierzyć do samego końca.
Zdecydowano o rozwinięciu obozu właśnie w owej niecce osłoniętej od obserwacji.

Namioty były jednakowe, mieściły czworo ludzi i same zachowywały ciepło,  co było dostatecznym udogodnieniem w takiej sytuacji. Wyposażono je w pojedynczą lampę naftową, koce, suchy prowiant, butelkę wody oraz cztery śpiwory. Wyjątkiem był namiot przydzielony pannie Granger, gdzie znalazło się to wszystko podzielone na cztery, jako iż była jedyną kobietą w obozie, przypadł jej osobisty namiot i już wiedziała, że nie zaśnie. Zastanawiała się, ile można przeżyć bez snu, zanim organizm skapituluje.

Po wszystkich sprawach organizacyjnych znalazła się niewielka chwila, aby odpocząć od poważnych rozmów i dyplomacji. Hermiona stanęła naprzeciw swych przyjaciół nieopodal obozu. Najpierw w milczeniu studiowali swoje twarze, ubrania, wszystkie zmiany. Pierwszy odezwał się Harry.

-Przepraszam Hermiono - jego oczy nabrały intensywnej barwy zieleni traw - Przepraszam, że zostawiłem cię na tak długi czas i kazałem przebywać z Draco. Wiem, że nie było to twoim marzeniem, ale...
-W porządku, Harry - uspokoiła dziewczyna. Chciała nawet zaprzeczyć, powiedzieć, że Draco nie jest jej przykrym, ale to byłby to samo co przyznanie się do całej gamy innych uczuć, których na razie wyrzekała się z całych sił. - Na prawdę, nie jestem taką księżniczką, przecież wiesz - dlaczego świadomie użyła przekształconego stwierdzenia Malfoya?
“Księżniczka się znalazła”.
-Czy ścigano was? - zapytał Ron - o dziwo do rzeczy.
-Raz - dziewczyna wróciła myślami do pościgu, który zgubili w Londynie. - Było ich trzech, na miotłach. Wyglądali bardziej na zwiadowców. Chcieli nas sprawdzić. Poza tym Draco był bardzo ostrożny.
-Tak też myślałem - odrzekł Ronald w całkowitym zamyśleniu.
-Hermiono, czy mogę zapytać cię o... - zaczął okularnik, ale w tym momencie podbiegł do nich jeden z ludzi Arrowa.
-Harry Potter i Ron Weasley. Kapitan każe przyjść wam obu. Teraz - mężczyzna podkreślił ostatnie słowo.
-Już idziemy. Dziękuję ci, Thomas - odpowiedział po czym przeniósł spojrzenie na przyjaciółkę. - Porozmawiamy rano, dobrze? Teraz idź, wyśpij się - poradził i już szedł w stronę, gdzie zbierało się coraz to więcej mężczyzn.



Stratedzy przekrzykiwali się, jeden przez drugiego, choć było ich niewielu, Harry stał w miejscu, Ron znalazł gdzieś jakieś jedzenie poza sucharami, które teraz spokojnie konsumował, dowódcy domagali się wyjaśnień, a ogólny gwar był nie do zniesienia. Stąd też Draco przezornie obserwował to wszystko z boku. Zaczęło się od pierwszego zdania jakie wypowiedział Arrow.
-Jutro o zmierzchu przypuszczamy atak na zlokalizowaną siedzibę Zakonu.
Zwykle najbardziej poruszające wiadomości, przekazywane są zwięźle i niepozornie.

-CISZA!  - krzyknął jeden z nielicznych, nie uczestniczących w hałaśliwej wymianie zdań.
-To nie było pytanie. Zdecydowaliście się iść na tą wojnę. Nikt jej za nas nie stoczy, panowie. Chcę wiedzieć, że dowodzę dwoma setkami dobrze wyszkolonych ludzi, nie bandą strachliwych dzieci - przemówił Abraham Arrow, chcąc uspokoić swych żołnierzy.
-Kapitanie, czy to prawda? Czy między nami jest ich człowiek? - pytanie to kotłowało się w umysłach większości zgromadzonych. Jeden z członków Zakonu Trzech Głów postanowił pomóc w obaleniu całej organizacji. Niestety nikt prócz Abrahama i kilku zaufanych ludzi nie widział go na oczy.
Nagle zza pleców Kapitana wyszedł młody mężczyzna. Prezentował się, nie więcej, nie mniej, jak przemoczony kociak. Pognieciona, brudna koszula, porwana marynarka, strzępy krawatu. Fryzura sterczała mu na wszystkie strony.
Syn Richarda Hatchorna, przywódcy Zakonu, wiecznego dyktatora. Wolne żarty. Jedwabie, skóry, złote sygnety, brązowe oczy po ojcu.Wszystko to teraz i tak czyniło go niczym. Zwyczajnym buntownikiem-idiotą skazanym na łaskę i niełaskę nieco nieokrzesanych rebeliantów-amatorów.
Tak. Joshua był wyjątkowo samokrytycznym i sarkastycznym człowiekiem. Może tak mają dzieci, które porzucone przez ojca wychowują się razem z zrozpaczoną matką, a potem po latach są odbierane od jedynego rodzica i kształcone na wielkiego myśliciela, przewodnika, czarodzieja. Chciał wreszcie narobić trochę bałaganu.

-Tak. Mówicie o mnie. Owszem - należę do Zakonu. Owszem - jestem synem naszego głównego wroga. Owszem - sprzeciwstawiam się ojcu. Owszem... - tu zaprzestał swej brawurowej mowy, a jego wzrok powędrował gdzieś ponad tłumem. - Draco Malfoy? - zapytał na poły wystraszony, na poły zainteresowany.
Chłopak, do którego się zwrócił, spojrzał nań spłoszony. Joshua, natomiast zwrócił się cicho do Kapitana Arrowa.
-Mógłbym pomówić z chłopcem? - mężczyzna nie wiedział, że zgodzić się na taką prośbę. Ostatecznie mieli kilka spraw do omówienia.
-Dobrze.



-Skądś się znamy? - Draco zapytał spokojnie. Noc była gwieździsta i chłodna.
-Znałem twojego ojca. Przykro mi
-Przykro? Za co? - poczuł jak jego głos niebezpiecznie staje się niski i złowieszczy.
-Nic nie wiesz? Twój ojciec nie żyje. Około południa znal... - poczuł się jakby ktoś wciągnął go pod lodowatą powierzchnię morza Arktycznego. Jakby woda zalała jego uszy, gwałtownie wdarła się do nozdrzy i wpływała do płuc, wypierając powietrze. Coś zapiekło go w okolicy klatki piersiowej. Poczuł dłoń na swym ramieniu. Tak naprawdę wyraz jego twarzy nie zmienił się ani trochę. Stał osłupiały, jakby czekając na znak. Nie nadszedł.
-Naprawdę bardzo mi przykro, gdybym mógł jakoś...
-Nieważne. Zdaje się, że nie był mi najbliższą osobą na ziemi - oparł sucho. Josh pokiwał ze zrozumieniem głową.
-Pańska przyjaciółka, Hermiona Granger, proszę przekazać jej pozdrowienia - powiedział i odszedł.



Hermiona nie spała od... dwóch nocy i nie wyglądało na to, aby cokolwiek miało się zmienić. Ciągle powracające wizje, obrazy, krzyki, migawki wspomnień, jak na starym filmie taśmowym. Słabe światło lampy naftowej rzucało jej ogromny, hiperboliczny cień na ścianę namiotu. Dlatego też położyła się płasko w śpiworze i pod kocami. Nie wiedziała, dlaczego jest jej aż tak zimno. Nagle jakaś jasna postać weszła do środka, patrząc na nią pustymi oczyma. Natychmiast poderwała się przysiadła na piętach.

-Draco? - zapytała cicho, bojąc się, że spłoszy jego eteryczną poświatę.
-Chyba... - wyszeptał chłopak. - Chyba nie zasnę - poczuła jakieś ukłucie w sercu.
-Draco, co się stało? - miała wrażenie, że teraz nie jest dorastającym mężczyzną, świetnym kierowcą, dobrym opiekunem, znakomitym uzdrawiaczem, ale małym, kruchym chłopcem.
Ten pokręcił głową.
-On... mój ojciec. On chyba nie żyje - jego głos drżał niczym struna gitary.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu. W pewnym momencie chłopak odwrócił się i zamierzał wyjść, gdy zatrzymał go jej głos.
-Mówiłeś, że nie możesz spać? Ja też nie - opuściła wzrok na swoje dłonie. Spojrzał na nią przenikliwie. Coś błyszczało na jego policzku. Zbliżyła się doń i otarła lśniące miejsce kciukiem. Było mokre.

-Draco, ty płaczesz? - jego wzrok powędrował od jej oczy, do dłoni i z powrotem.
-Po prostu zrobiło się strasznie zimno - powiedział miękko. - Czy mógłbym zostać tu na chwilę? - zgodziła się bez słowa. Chłopak położył się na śpiworze sprawiając wrażenie nieprzytomnego. Hermiona poczuła nagłą potrzebę zmniejszenia jego cierpienia. Chciała zrzucić z niego choć część brzemienia. Cokolwiek to dla niej oznaczało.
Sięgnęła po trzy grube koce i kładąc się tuż obok, przykryła nimi ich boje. Zgasiła lampę zapominając o swym strachu.
Leżąc tak na plecach myślała tylko o tym, że około dziesięciu centymetrów od niej znajduje się ludzki zbiornik na ból, cierpienie i słabość.

-Kiedyś miałam coś podobnego. Bałam się ciemności - zaczęła cicho, aby odpędzić upiorne szpony ciszy. - Noc była ciągłym płaczem. Leżałam zdrętwiała na łóżku i byłam pewna, iż nade mną grasują krwiożercze potwory. Wtedy to miało dla mnie sens. Miałam jedenaście lat. Moi rodzice nie wyobrażali sobie, abym przetrwała w Hogwarcie chociaż tydzień, bez ich sypialni za rogiem. Wtedy tata wpadł na pomysł całonocnego dnia. Myślę, że chciał mi pokazać drugą stronę nocy, albo po prostu zmienić jej postrzeganie. W każdym razie całą trójką spędziliśmy noc na oglądaniu gwiazd z okna mojego pokoju. Strasznie pogryzły nas komary, ale już więcej nie bałam się spać sama. Teraz kiedy zamykam oczy i słyszę własne krzyki... - zabrakło jej powietrza. Draco nieświadomie zacisnął szczękę i wykrzywił twarz w grymasie bólu. - Mój umysł wymyśla sobie nowe, bardziej realne potwory, ale jestem pewna, że kiedyś znajdę te gwiazdy. Bo one po prostu muszą tam być - dodała z mocą.
Przez chwilę nawet powietrze zdawało się nie poruszać. Wtedy chłopak spojrzał w bok i zobaczył jej błyszczące oczy patrzące na niego. Nie mógł zatrzymać tego, co się działo wewnątrz niego. Serce kołatało nierówno, gdzieś tam, ziała głęboka pustka straty, rozdzierająca go całego, ale z drugiej strony ta krucha istota obok, wlewająca w niego swoje ciepło. Próbująca z niemalże naiwnym optymizmem odbudować, to co z niego zostało.
Zachciał ją pocałować. Posmakować życia z jej warg. Przysunął się bliżej niej, zachłannie przyciągając ją do swego ciała. Nie chciał jej zgnieść, ani uszkodzić, wydawała się taka krucha, gdy kładł dłonie po obu stronach jej twarzy i delikatnie musnął jej wargi swoimi. Tylko raz. Jak pocałunek motyla.
Dziewczyna spojrzała nań zdumiona. Pocałunek palił jej wargi, chociaż ledwo go odczuła. Jednak to wystarczyło. Objęła ramionami jego szyję przyciągając go tak, że teraz górował nad nią, opierając się na kolanach. Jej oczy wpatrzywały się w niego z uwagą. Sami nie wiedzieli, kto pierwszy odważył się to zrobić, ale już po kilku uderzeniach serca, ich usta stapiały się w  czymś pięknym, palącym, życiodajnym i uzdrawiającym. Krew zagotowała się w ich żyłach, a ciała napierały na siebie.
Młody Malfoy przejechał dłońmi po zarysie jej sylwetki, badając idealne krzywizny jej ciała. Jedna dłoń w zupełnie naturalnym odruchu pozostała w zagłębieniu w talii. Przedziwny dreszcz przeszedł jej ciało, rozpalając po same końsówki narwów.
Chłopak czuł jak słodki ból rozsadza jego płuca. Całował ją do chwili, gdy poczuł jakąś wilgotną substancję na jej ustach. Odsunął ich twarze i wtedy zobaczył, iż dziewczyna płacze, a łzy spływają swobodnie po jej policzkach.

-Hermiona? - był wstrząśnięty i pewny, iż zrobił jej coś złego. - Czy ja cię skrzywidziłem? - odsunął się od niej, siadając obok. Ona również podniosła się powoli. Jej mokre oczy błyszczały w ciemnościach, ale twarz rozświetlał nieśmiały uśmiech. On nie pojmował już zupełnie niczego.
-Ależ nie, tylko po prostu... Nie chcę chcieć żebyś... - poczuła, że słowo, które ma na końcu języka, jest wyjątkowo dziwaczne. - Żebyś dotykał mnie tak jak to robisz, ale okazuje się, że ja sama nie mam tu nic do powiedzenia. To jest po prostu przerażające - wyznała w końcu.
Draco mimo ciężkości, która przygniatała jego egzystencję, roześmiał się. Chciał się śmiać. Śmiać z niej, śmiać do niej, śmiać z nią. Jednak tak rzadko to robił...
-Granger? - zapytał uspakajając się i patrząc na jej zalaną ciemnością twarz. - Ile nie spałaś? - zapytał całkiem spokojnie.
-Ostatni raz spałam w hotelu. O ile można nazwać to snem - odpowiedziała szczerze. Blondyn westchnął i wyciągnął do niej dłoń. Spojrzała nań podejrzliwie, ale wreszcie ujęła ją. Młodzieniec położył się na plecach, ciągnąc ją za sobą. Początkowo zaskoczona, po chwili wdzięcznie wtuliła się w pierś Draco Malfoya i zamknęła oczy czując jego silne, opiekuńcze ramiona wokoło siebie. Zapach jaki roztaczał wokół trafiał prosto do jej zmysłów. Mięta, polne rośliny, książki. Pachniał czymś pomiędzy tymi trzema. Działał podobnie jak amortencja. Nie wiedziała jeszcze, co to jej przyniesie.


12 komentarzy:

  1. Zaintrygował mnie twój komentarz na moim blogu. Czyżbym kiedyś cię czytała?
    entre-amour-et-la-vie
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże moj przenajswietszy, chce mi sie płakać ze szczescia! :D
    Dodalas! I pocalowali sie wreszcie! To bylo piękne.. czułam normalnie ciarki na plecach ;)
    Warto bylo czekac ten miesiac , i zrobilaas mi najlepszy prezent na urodziny (jutrzejsze) xd
    No i niewien co jeszcze napisac xd
    Kocham Cie, poprostu, i wszystkie Twoje przewinienia i moj foch tak poprostu znikl :D
    No ale jak jeszcze raz cos takiego odwalisz, to przysiegam znajde Cie :D
    Przepraszam ze tak krotko ale Harrego na tvn ogladam xd
    Przepraszam za bledy sle pisze z telefonu c:
    zapraszam do mnoe: droga-do-milosci.blogspot.com

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że naprawdę nienawidzę, jak ktoś reklamuje się u mnie na blogu. Sama tego nie robię i uważam, że inni też nie powinni. Nie tak się zdobywa czytelników... Niemniej, weszłam na Twoją stronę i chciałam Ci to napisać, ale zobaczyłam, że na nagłówku jest Draco. A jak jest Draco, to oczywiście musiałam przeczytać przynajmniej jeden rozdział. I nieźle trafiłam, bo był świetny. Szczególnie końcówka z tym pocałunkiem. Ciekawa jestem, kim jest Josh i co Harry chciał jej powiedzieć, ale przede wszystkim interesuje mnie, kiedy znajomość D i H się rozwinie bardziej. :)
    Więc mimo tego obrzydliwego spamu, weszłam i przeczytałam. I się podobało. :)
    Ciepło!
    Ew

    OdpowiedzUsuń
  4. Słit!!! I love it! Czekam na next:(

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział. Naprawdę nie wiem, co mam Ci napisać. Masz świetne pomysły i świetny sposób pisania. Szkoda, że rozdział jest taki krótki. I proszę Cię, tym razem nie znikaj na tak długo ;p. Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam właśnie wszystkie rozdziały i stwierdzam, że z każdym nowym robi się coraz ciekawiej. Sceny Dramione <3 Suuuper wszystko opisałaś. Mam nadzieję, że dodasz szybko nowy rozdział, bo nie mogę się doczekać ich dalszych relacji.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    czarodziejskie-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Extra! Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow. seryjnie, jest świetnie. masz ogromny talent, a twój styl idealnie pasuje do tematu. Uwielbiam Dramione, mogłabym się nim żywić i czuję, że to właśnie twoja historia uchodziłaby za przysmak ;) przeczytałam wszystkie rozdziały, oczywiście razem z tymi z twojego bloga na Onecie. Mam wielką nadzieję, że rozdział ukaże się szybko. Zżera mnie ciekawość czy Harry i Ron dowiedzą się o zaistniałej sytuacji i, jeśli tak, jaka będzie ich reakcja, oraz oczywiście jakie będą losy Zakonu. Pozdrawiam i czekam niecierpliwie ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zajebiste ! No ja to po prostu nie wierzę że teraz urwałaś :P Mam nadzieję że kolejny rozdział ukaże się szybko :) Pozdrawiam Asia :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam cię do Liebster Awards więcej na http://niebo-spotkalo-pieklo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Prooooszę, dodaj już nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń