.jpg)
Moi drodzy!
Wiem, że czekaliście na rozdział o wiele za długo. Zwlekałam nużąc i denerwując was.
Moja wina. Wiem.
Niestety w moim życiu działo się zbyt wiele ważnych spraw, które zaabsorbowały mnie do reszty.
Lecz koniec smutnych dni! :D
Oto rozdział, który mieści się w 9 stronach A4 :)
Rozdział 21
Hermiona
z niepokojem patrzyła jak ogromna, kuta brama samoistnie otwiera się
na oścież, a Taunus z niskim pomrukiem wjeżdża na duży plac
pokryty drobnymi, białymi kamykami. Dwór był o g r o m n y.
Wysoki na siedem pięter razem z wieżyczkami na obu skrzydłach.
Prawe skrzydło było proporcjonalne do lewego, a nad frontowymi
drzwiami wisiały dwa balkony. Najwidoczniej wokoło posiadłości
rozciągały się nieskończone ogrody. Hermiona czuła się
nieswojo.
Chłopak
wysiadł z pojazdu i już okrążał samochód, aby otworzyć drzwi
przed kobietą, którą - mimo wszystko była Hermiona, gdy ta
wyskoczyła z Taunusa i spojrzała wyzywająco w oczy blondyna. Draco
zmrużył ślepia i mierzył ją zimnym, wrogim spojrzeniem.
-Jaki
ty masz problem, Granger? - zapytał swym dawnym, jadowitym tonem.
-Ależ
żaden, panie – odrzekła kurtuazyjnie, prostując swoją, choć
wychudzoną, to nadal dumną sylwetkę.
-Teraz
wchodzimy do mojego domu i byłby dobrze, gdybyś nie okazywała
żadnych uczuć względem mnie. Więc daruj sobie sapanie, kąśliwe
uwagi, dąsanie się, a gdybyś przypomniała sobie, że chcesz
spontanicznie zakrzyknąć „uwielbiam cię Draco”, to również
radzę powstrzymać się i zaczekać na odpowiedni moment –
dziewczyna prychnęła na znak buntu, ale też nie miała zamiaru się
buntować naprawdę. Z całych sił powstrzymywała się od
powiedzenia mu, co sądzi o jego prowokacyjnych odzywkach i... Na
szczęście powstrzymywała się, rozumiejąc już, że nie tylko
ślizgon ma monopol na ranienie słowami. Nadal widziała urazę,
choć ukrywaną, za kurtyną płynnego srebra w jego oczach, czuła
jakąś wewnętrzną rozterkę.
No
i wreszcie przekroczyli próg posiadłości państwa Malfoy.
-Merlinie!
Czy to krew!? - to było pierwsze, co usłyszeli wchodząc do dużego,
holu w kształcie koła, zaraz po niekontrolowanym, nieco sztywnym
śmiechu Lucjusza.
Hermiona
nie ukryła zdziwienia na widok głowy rodziny, siedzącej na wózku
dla niepełnosprawnych. Poza tym mężczyzna wyglądał jak niegdyś.
Idealnie zaczesane blond włosy, idealnie gładka cera z wyrazem
twarzy wyrażającym dokładne nic.
-Dobry
wieczór – przywitał się chłopak ignorując przerażenie matki.
-Spójrz
tylko, Narcyzo – pamiętasz tego cherlawego psa, którego
przyprowadził w dzieciństwie? Czyż nie wygląda to podobnie? Draco
jak zwykle wybiera słabych i niezdatnych, na swych sojuszników. No
cóż – zakończył pan Malfoy wzruszając ramionami. Draco albo
dobrze ukrył urazę, albo nie zrobiła ona na nim najmniejszego
wrażenia.
Jego ojcu
wydało to się dziwne. Gdzie chłopiec, nad którym miał tak wielką
kontrolę? Ta zmiana nie przypadła mu do gustu, tak samo jak
wyprostowana sylwetka, uniesiony podbródek i być może
nieświadomie, wysunięte ramię, tak, że zasłaniało część
dziewczyny.
-Och,
przestań – mruknęła z niezadowoleniem Narcyza. - Tobie nie
pasuje nic, nad czym nie masz nadzoru. Draco – zwróciła się do
syna – co znaczy ta wizyta? - zapytała wyraźnie niepewna,
spoglądając na istotę stojącą nieruchomo w cieniu młodzieńca.
-Nic
jej nie powiedziałeś, ojcze? - chłopak zmarszczył brwi. Nie był
pewien, z jakich powodów ojciec ukrywał prawdę przed matką, ale
nie koniecznie chciał to oświadczyć. Co miałby powiedzieć?
„Hej
mamo, kojarzysz tego tam Ministra Magii? Tego, co nie żyje? Zabiłem
go tydzień temu. Co na obiad?” Ta wersja zdecydowanie ODPADA.
Nawet bez wstępnej selekcji.
-Przepraszam,
porozmawiamy wieczorem, dobrze? - zreflektował się, jednocześnie
uświadamiając sobie ciągłą obecność Hermiony. Czuł jej
niepewność na kilometr, nawet jej nie widząc. - Mamo, czy mogłabyś
pokazać Hermionie jej pokój, zostaniemy tu do świtu. Muszę
porozmawiać z ojcem - kobieta była wyraźnie niezadowolona z
układu, w którym została wykluczona z czynnej roli. Otworzyła
jedynie blade wargi, niczym ryba wyjęta z wody, po czym zamknęła
je i posłała swemu mężowi surowe spojrzenie.
-Za
mną, dziecko – mruknęła ruszając przed siebie. Dopiero, gdy
odwróciła się u stóp marmurowych schodów i spojrzała nań
wyczekująco, Hermiona zrozumiała, że ma iść wraz z nią.
Przełknęła ślinę i dołączyła do pani Malfoy, nie oglądając
się na Draco. Zero emocji.
Zupełnie
jak przy dzikich zwierzętach – pomyślała.
Weszły po
szerokich niczym jej pokój w Londynie, schodach i zaczęły
przemierzać jasne, ozdobione obrazami w złotych ramach, korytarze.
Mijały drzwi wąskie, wysokie, dwuskrzydłowe, kryształowe,
witrażowe, otwarte sale. Ilość wszystkich pomieszczeń budziła
podziw. Niewykluczone, że mogłyby nocować tu prawie wszystkie
roczniki Hogwartu. Jej przewodniczka szła szybkim krokiem niemalże
wojskowym, choć nie wyglądała. Dziewczyna musiała, co jakiś czas
puścić się truchtem, by nadążyć.
-Dziecko?
- drgnęła na dźwięk głosu kobiety.
-Tak?
- panna Granger skrzywiła się, gdy jej własny zabrzmiał piskliwie
i niepewnie.
-Dlaczego
mój syn zdecydował tu przyjechać? W dodatku z tobą – pierwsze,
co przyszło jej na myśl to standardowe „nie wiem”, ale... Czy
to fair, aby okłamywać rodziców kogoś, kto uratował jej życie?
Czy jest jakiś kodeks w stosunku do takich spraw? Westchnęła
ukradkiem.
-On mi...
pomaga. Muszę dotrzeć do pewnego miejsca. Chodzi tu o... -
zastanowiła się czy za kłamstwa po prostu padnie i umrze - … o
moich rodziców. Zaginęli w wyniku nierozważnego rzucenia zaklęć
i muszę ich ściągnąć do domu – mówiła ciągnąc wymyśloną
historyjkę. Głupią historyjkę. Nagle Narcyza odwróciła się na
pięcie i stanęła naprzeciw rozmówczyni. Jej usta ułożyły się
w zaciśniętą kreskę, a oczy studiowały twarz dziewczyny.
Wyglądała, jakby szukała dowodów na kłamstwo wypisanych gdzieś
na tym niewielkim ciele.
-Nie
jesteś brzydka – podsumowała i znów ruszyła przed siebie.
Hermiona kilka sekund stała zaskoczona.
-Co
to ma do rzeczy? - zapytała.
-Draco
nie pomaga przyjaciołom bez wyraźnego zysku. To jedna z cech, które
odziedziczył po ojcu – nastała cisza między nimi. Gryfonka nie
miała ochoty drążyć tematu. Choć nadal czuła wzburzenie po ich
kłótni, nie chciała zgadzać się z taką opinią. Wszystko, co
Draco robił od... od września, robił bezinteresownie, dla ludzi,
których poniekąd mógł nazywać swymi przyjaciółmi. Nie wierzyła
też, by kiedykolwiek mógł pomagać dziewczynie, by później
odebrać zapłatę w taki sposób... Na myśl o tym przebiegły ją
dreszcze grozy.
-Oto
twój pokój – tak oto zakończyła się jej podróż po domu
Malfoyów.
-Draco,
jak daleko masz zamiar uciekać? - zapytał Lucjusz, w momencie, gdy
kobiety zniknęły z pola widzenia.
-Nie
wiem, czy w ogóle jest sens uciekać. Nie, jeżeli nawet ty znasz
każdy mój ruch – skwitował.
-Jestem
twoim ojcem – chłopak z całych sił starał się nie okazać
pogardy wobec tego określenia, na rolę Lucjusza w jego życiu. -
Wypadałoby wiedzieć o tobie jak najwięcej. Pytanie tylko, czy ktoś
oprócz mnie, ktoś wrogi cię nie obserwuje tak jak ja? - zapytał
konspiracyjnym tonem.
-Nie.
Wiem, co myślisz, ale Hermiona nie jest szpiegiem – surowo
zaprzeczył. Mężczyzna zrobił wyjątkowo zadowoloną minę, jakby
tego właśnie oczekiwał po synu.
-Nadal
nie umiesz dobierać silnych sojuszników – rzekł z nutką zawodu
w głosie. Jego syn powinien posiadać umiejętność oceny sytuacji
za pomocą rozumu, nie żalu, czy też litości. - Tą dziewczynę
ściga całe Ministerstwo. Grałeś w Quidditcha. Wiesz, co robi
szukający, gdy ten z przeciwnej drużyny goni za zniczem? Niszczy go
– choć okrutnie to brzmiało, taka byłą prawda.
Gdyby
młody Malfoy miał w sobie, choć krztynę ojcowskiego chłodu i
wyrafinowania, nie ratowałby dziewczyny. Przez te wszystkie tak
dziwne i tak dalekie od ideału decyzje, zupełnie zmienił swe
dotychczasowe życie w jeden wielki pościg. Ale... czy istniało
jakiekolwiek inne wyjście po tym jak... Po tym jak poczuł, że
złocisto-oka dziewczyna skrywa klucz do jego własnej duszy? Po tym
jak przestał nienawidzić, po tym jak poczuł się potrzebny? Dla
syna Lucjusza wybór byłby prosty i egoistyczny, ale dla Draco,
chłopca, który otworzył oczy, istniała jedyna słuszna droga.
Młodzieniec
poczuł jak coś w jego umyśle zrywa się do biegu.
-Skąd
wiedziałeś, co stało się w Ministerswie? Skąd wiedziałeś, że
ja... - głos ugrzązł mu w gardle, coś ostrego wbiło się w
serce. Obezwładniający ból przeszył jego umysł.
… zabiłem
– dokończył w myślach. Jego ojciec zaśmiał się chrapliwie.
-Poczta
pantoflowa – parsknął śmiechem – Draco... - zaczął
dydaktycznym tonem, jakby chciał wytłumaczyć chłopcu, dlaczego
nie należy gnębić zwierząt. - … uważasz, że powiem ci skąd
wiem o naprawdę tajnych wydarzeniach? Ależ skądże, nie powiem ci
tego, dopóki masz zamiar udawać, że bawi cię ta gra. Nie jesteś
stworzony, by walczyć z widmowym wrogiem. Nie tak cię wychowaliśmy
– chłopak poczuł jak krew burzy się w jego żyłach, jak chęć
pokazania ojcu, kim jest naprawdę powoli zwalcza zdrowy rozsądek.
Chciał udowodnić, że nie jest maszyną, którą ktoś
zaprojektował i ona właśnie tak działa. - Zostaw tą szlamę i
pozwól sobie pomóc – uwierzył. Naprawdę uwierzył, że ojciec
może mu pomóc. Wiedział, że jest postawiony na tyle wysoko, że
uzyskałby uniewinnienie, albo nawet order zasługi już jutro. Tylko
pozostawał jedna pozornie nieważna rzecz. Przez nią na samą myśl
o przyjęciu oferty włosy jeżyły się na głowie, krew odpływała
z twarzy, a serce zamierało.
Poczuł
jakąś solidarność z Granger, która tak bardzo go uraziła. Czuł,
że miała rację, że przez odebrane wychowanie, wady namnożyły
się w nim, niczym plaga szarańczy. Ale czuł jednocześnie, że nie
jest za późno, że nie jest stracony. To nadawało mu siły.
-Ona
nie zasłużyła sobie absolutnie niczym, aby tak ją nazywać.
Niczym – powiedział jedynie cichym i niskim głosem, który
podkreślało zawistne spojrzenie. Lucjusz spojrzał nań najpierw
zszokowany, ale zdziwienie obracało się w szalone rozbawienie.
Makabryczny śmiech narastał, gdy Draco znikał za rogiem.
Dopiero
w samotności, Hermiona pozwoliła sobie na słabość. Spojrzała na
zsiniały nadgarstek, który wcześniej niewyleczony, dokuczał coraz
to bardziej. Poczuła niemoc. Usiadła na materacu, zwiesiła
ramiona, spuściła głowę i objęła zdrową ręką kontuzjowane
miejsce. Lekko nacisnęła napuchniętą kość, ale było to tak
bolesne, że natychmiast puściła z jękiem bólu. Jakaś łza
spłynęła po policzku.
Pokój
był bardzo ładny. Urządzony z subtelnością i elegancją. Był to
niewątpliwie pokój wyłącznie gościnny, gdyż, głównym
elementem było duże dwuosobowe łoże z baldachimem. Po jego bokach
zwisała śnieżnobiała tkanina wyszywana w czarne ozdobne spirale i
linie krzywe. Przez okno wpadało popołudniowe słońce rozjaśniając
pomieszczenie. Mimo beżowego koloru ścian, pokój sam w sobie
wydawał się ciemny. Dziewczyna otarła łzę.
Niespodziewanie
czyjeś blade dłonie znalazły się na jej przedramieniu i zacisnęły
się na nim delikatnie. Zupełnie nieprzygotowana na czyjąś
obecność, szarpnęła się do tyłu, ale ból, jaki poczuła szybko
odebrał jej tą chęć.
-Nie
wygląda to dobrze, do tego to prawa dłoń – przemówił
rozczarowanym głosem. – Dlaczego nie skarżyłaś się na
początku? – gdy, zapadła cisza, dziewczyna zrozumiała, że ma
odpowiedzieć. Przełknęła ślinę.
-Nie
chciałam sprawiać kłopotu – wyznała szczerze. Naprawdę nie
lubiła, gdy inni interesowali się nią w zbyt dużym natężeniu.
To sprawiało, że czuła się osaczona.
-Kłopotliwe,
to może być leczenie na poły zabliźnionej rany – pouczył ją
szorstkim tonem. W istocie nieopatrzona rana goiła się, ale nigdy
nie mogło być mowy o powrocie do dawnej jej sprawności. Chciał
jej uświadomić, że przez własny upór sprowadza na siebie
kłopoty.
Chciałby
też, aby zwracała się do niego z podobnymi problemami, ale
zupełnie nie wiedział jak ją do tego nakłonić. Westchnął
sięgając do szufladki szafki nocnej, stojącej tuż przy łóżku,
na którym siedzieli. Gdy cofnął rękę, trzymał w niej bandaż
elastyczny. Na razie tylko tyle mógł zrobić. Odwinął jego
końcówkę i zaczął delikatnie owijać nim chorą dłoń gryfonki,
jednocześnie uważając, by nie zrobić jej krzywdy i nie sprawić
bólu.
Hermiona
przyglądała mu się z uwagą. Wyglądał na zamyślonego i
przytłoczonego owymi myślami. Grzywka opadała mu na oczy,
zasłaniając je i ukryte w nich emocje. Ale Hermiona czuła, że
pełne są bólu i złych uczuć, które rodziły się w nim na nowo
i na nowo, i wciąż. Nie miała pojęcia, co mogłoby go uwolnić.
Może nic?
Pochylona
postawa i spuszczone ramiona sprawiały, że wyglądał na
bezbronnego, nawet dla niej. Tak bardzo żałowała swych słów.
-Nie
słyszałam, gdy wchodziłeś – szepnęła, nie wiedząc, czemu nie
odważając się na głośniejszy ton. Chłopak zakończył
opatrunek, po czym otulił delikatnie jej dłoń, swą własną.
Nawet przez warstwy rozciągliwej tkaniny, czuła zimno jego skóry.
Młodzieniec
uniósł głowę i utkwił wzrok w widoku nieba za oknem. Było
piękne. Intensywnie błękitne, naznaczone gdzie-nie gdzie małymi,
zwichrzonymi chmurami. Do tego promienie słońca podkreślały ich
biel i nieskazitelność formy.
-Gdybyś
żyła tu tyle lat, też wolałabyś pozostać niezauważona –
wyjaśnił, wyginając usta w gorzkim uśmiechu. Przypominał sobie
po kolei, wszystkie te niezliczone razy, gdy ojciec łapał go za
małą, dziecięcą rączkę i wymierzał policzek, gdy nakładał
różne klątwy, które zamiast zranić ciało, niszczyły umysł,
gdy przerażony skrywał się w tunelach dla skrzatów, gdy kazano mu
patrzeć na śmierć torturowanych, gdy kazano mu robić to wszystko,
czego tak się brzydził.
Na końcu
przypomniał sobie ten dzień, tą chwilę dnia, gdy stracił do
siebie szacunek. Gdy wymierzył zaklęcie, a ono przyniosło mu kilka
sekund tak pożądanego ukojenia. Gdy odebrał czyjeś życie.
Pamiętał ten moment, gdy siedmioletni chłopiec patrzył na niego z
prośbą, gdy łzy wzbierały w jego niebieskich oczkach, a potem
życie uleciało z niego, jak eliksir z rozbitej folki.
Poczuł
drżenie mięśni.
Wstał
gwałtownie puszczając rękę dziewczyny i zbliżając się do
drzwi. Dotknął mosiężnej, zdobionej klamki i pociągną za nią.
-Draco
– zatrzymał go głos Hermiony. Obejrzał się, nie mogąc zwalczyć
tego impulsu. Chciałby po prostu wyjść. – Przepraszam – jej
głos lekko drżał, oczy wpatrywały się weń niepewnie.
-Za
co? – zapytał spokojnie.
-Ja…
Za wszystko – wyszeptała pełna żalu i niemocy, którą czuła
wobec Draco. Chciałaby przeprosić go za siebie i za te wszystkie
okropieństwa, którymi uraczył go los. Chłopak jedynie kiwnął
głową i wyszedł równie bezszelestnie, jak się tu znalazł.
Jednak drzwi szybko uchyliły się na powrót.
-Myślę,
że powinnaś przyjść na kolację. Za dziesięć minut w jadalni.
Dziewczyna
kilkakrotnie pomyliła się i trafiła do zbrojowni, do lochów, na
schody prowadzące do wieży. Po którymś z rzędu cofaniu się i
wybieraniu innej drogi, czuła się spłoszona i zagubiona. Miała
wrażenie, że ten wielki ciąg korytarzy pożre ją i nigdy już nie
dane jej będzie wyjść. Na szczęście usłyszała potężny szczęk
talerzy gdzieś za rogiem. Puściła się biegiem i ujrzała Draco
stojącego nad kupką rozbitej porcelany. Naprzeciw niego, stała z
załamanymi rękoma młoda, śliczna dziewczyna. Jej twarz wyrażała
zszokowanie i przerażenie.
Hermiona
przystanęła na progu, a uwagę od jej wejścia, odwróciło owe
zdarzenie.
-Przepraszam!
Tak bardzo przepraszam! Ja to wszystko pozbieram, naprawię!
Przepraszam! - łkała żałośnie istota.
-Nie
szkodzi. Proszę się uspokoić - młodzieniec próbował odczepić
delikatnie, aczkolwiek stanowczo, splecione w błagalnym wyrazie
dłonie dziewczyny, ze swej szaty. Odsunął się i nawet
zaproponował naprawienie wszystkiego czarami, ale młoda kobieta
stanowczo zabroniła, chcąc sama naprawić swe błędy.
Hermiona
poczuła się przykro niedowartościowana. Uroda służącej była
zdumiewająca. Duże szare oczy, czarne, lśniące włosy, mały,
uroczy podbródek. Była śliczna niczym mała księżniczka z
dziecięcych bajek. Gryfonka zauważyła zmieszanie i rumieńce na
twarzy tamtej. Przecież to takie normalne, że Draco podoba się
kobietom, ale... w zasadzie nie wiedziała, dlaczego czuje się od
środka jak żywy sztorm.
Młody
mężczyzna usiadł obok swej matki, patrząc z uśmiechem na
odchodzącą dziewczyną. Wtedy jego wzrok spotkał się z ciemnym
spojrzeniem pewnej niewielkiej osoby, która stała tam - w progu
przeszklonych, szerokich drzwi - w jego ubraniach, w których
wyglądała nie tyle śmiesznie, co żałośnie. Uśmiech rozwinął
skrzydła i odfrunął z jego twarzy, niczym płochliwy motyl. Skinął
na nią, aby usiadła obok niego. Zawahała się, patrząc na dwójkę
dorosłych spoglądających na nią z chłodem i obojętnością na
twarzy. Po chwili znalazła się, tam gdzie wskazał.
Ten
spokojnie wyjął różdżkę z kieszeni. Kilka głupich myśli
przeszło jej przez głowę. Głupi strach i nieufność. Spokojnie
ujął jej dłoń i przytknął koniec różdżki do obwiniętego
bandażem nadgarstka.
-Spokojnie.
Nie powinno zaboleć – uspokoił i zaczął szeptać formułkę
bardzo starego zaklęcia. Hermiona poczuła delikatne pieczenie, ale
nie było bólu, jako takiego. Podniosła wzrok znad swej dłoni i
spojrzała na rodziców Draco.
Oboje
wpatrywali się w swego syna. Lucjusz na ustach miał zagadkowy
uśmiech, wyrażający ogólne lekceważenie i rozbawienie postawą
syna. Natomiast Narcyza poczuła iście matczyny niepokój. Miała
wrażenie, że jej przewidywany i bezbronny syn po prostu zniknął
zastąpiony młodym człowiekiem, który opatrywał ranę towarzyszki
podróży. Nagle uczuła złość na tą mizerną dziewczynę.
Zszokowała ją jej własna reakcja. Zastanowiła się, czy aby nie
jest chora.
-Gotowe
– powiedział wyraźnie zmęczony tym wysiłkiem. Takie zaklęcia
poznał dzięki Snapowi. Do tej pory nie wiedział, dlaczego
mężczyzna zechciał uczyć go tej techniki. Może chciał, aby
dorobek jego życia nie zniknął po śmierci. Nie miał syna, o
którym marzył z biegiem lat.
-Dziękuję
– szepnęła zawstydzona wścibskimi spojrzeniami państwa Malfoy.
Draco skinął głową i odwinął bandaż ze zdrowego już
nadgarstka.
-Możesz
ruszać palcami? – zapytał odchrząkując. Najpierw niepewnie, a
później swobodniej poruszyła każdym stawem.
W
tym momencie do jadalni wkroczyła Marry – bo tak było na imię
służącej. Opracowała technikę, dzięki której mogła nieść
jednocześnie cztery talerze i pięć szklanek. Było to godne
podziwu, jednak w tym domu mało kto zastanawiał się nad
umiejętnościami podwładnych, tak więc nieśmiałe próby
zaimponowania swym pracodawcom zostały zbyte bez zainteresowania.
-Smacznego
– życzył wszystkim jedyny syn Malfoyów. Atmosfera była
widocznie sztywna, lecz nikt nie mógł nic na to poradzić. Po
prostu w takiej sytuacji nie mogło być inaczej, co wiedzieli
wszyscy obecni.
-Mówiłeś,
że kiedy wyjeżdżacie? – zapytała Narcyza.
-Jutro
z samego rana. Potrzebuję też nieco gotówki. Kończy się paliwo,
potrzebuję też nieco eliksirów i ziół z twojego zbioru…
-No,
ale chyba nie wybierasz się znowu na wojnę – przerwała oburzona
kobieta. Draco spojrzał na matkę, jak na wyjątkowo ciekawy okaz
gatunku zagrożonego, któremu szacunek należy oddawać, choćby ze
względu na to, że jest gatunkiem zanikającym.
-Oczywiście,
że nie matko, ale bezpiecznie jest mieć jakieś ubezpieczenie.
Przecież nie wiadomo, co może się wydarzyć – odpowiedział
cierpliwie, nienawidząc się za kłamstwa.
-Oczywiście
– zaczął cierpko Lucjusz – Od początku wiedziałem, że
niewdzięczne dziecko odwiedza nas tylko w potrzebie. Spójrz kochana
– tak nam odpłaca za lata troski. Nigdy nie śmiałbym zrobić
tego własnemu ojcu – oświadczył mierząc chłopca surowym
wzrokiem. – Zjawiasz się tu, ściągając na nas pościg, w
dodatku z jakąś nic nie znaczącą mugolaczką.
-Słucham?
– jego żona oniemiała. – Jaki pościg? Co się dzieje,
Lucjuszu?
-No
proszę, synu. Wyjaśnij matce: jaki pościg? – pan domu uniósł
brwi, patrząc z opanowaniem na rozmówcę. W młodzieńcu burzyła
się krew.
-Ojcze,
z całym szacunkiem, ale uważam, że równie dobrze, możesz
powiedzieć to ty – odparł.
-Oczywiście,
a może panna Granger zechce opowiedzieć wszystko od nieco innej
strony? – zimne spojrzenie wylądowało na Hermionie.
-Zostaw
ją – niespodziewanie odezwał się Draco, a jego głos nie miał w
sobie ani odrobiny dyplomatyzmu i spokoju.
-Może
ona sama zdecyduje? – zapytał, na pozór spokojnie Lucjusz.
-Ona
nie chce o niczym decydować! – uniósł głos, co wprawiło
wszystkich w zdziwienie.
Nikogo
nie obchodziło, że zainteresowana wymknęła się z jadalni.
-Dziękuję
za kolację – odezwał się wyniosły, urażony głos pani Malfoy.
Wstała i odeszła od stołu.
-Ja
również, ojcze – dopowiedział młodzieniec zostawiając Lucjusza
samego przy stole.
Hermiona
stała wyraźnie speszona tuż za rogiem. Draco podszedł do niej
obwiódł wzrokiem jej opłakany stan. Westchnął głęboko.
-Przepraszam
za niego, ale mam wrażenie, że taki pozostanie już na zawsze –
sprawiał wrażenie zmęczonego całą sytuacją. Miał fioletowe
kręgi wokół oczu i wyjątkowo słaby głos.
-Lekko
szorstki? - zapytała Hermiona ze smutnym uśmiechem współczucia.
-Władczy.
Zawsze był domowym tyranem – wyznał wlepiając wzrok w czubki
tenisówek dziewczyny. Dopiero patrząc na ich stopy, zdał sobie
sprawę z ich cielesnej bliskości. Odsunął się i odchrząknął
znacząco.
-Draco?
-Hę?
-Czy
byłbyś w stanie wybaczyć mi mój karygodny nietakt? - oboje
wiedzieli, że dziewczyna prosi o wybaczenie już drugi raz tego
dnia. Oboje wiedzieli, że wybaczenie to ciężka rzecz, szczególnie
gdy w grę wchodzą bolesne słowa i głęboka uraza.
Chłopak
krzyczał w duszy na samego siebie, na swoją głupotę i brutalność.
-Chodźmy
się spakować – odpowiedział wymijająco. Udawał, że nie
zauważył jej rozczarowania.
Mała
zielarnia rodziny Malfoyów była imponującym zbiorem różnych
roślin i zwierząt, spreparowanych na wszelakie sposoby w całości,
bądź też w kawałkach. Hermiona z wielką ostrożnością, ale też
ekscytacją oglądała kolejne zioła szepcząc pod nosem ich nazwy.
Draco
podchodził do spawy nieco bardziej metodycznie. Czytał nazwę i o
ile miało to właściwości lecznicze, wzmacniające, bądź też
inne potencjalnie przydatne podczas samobójczej misji, po prostu
wrzucał je do małej, skórzanej torebki, którą trzymał w
większej podróżnej.
Gdy
zebrali wszystkie potrzebne leki, maści, rośliny, eliksiry udali
się do zbrojowni. Panna Granger nigdy nie była w takim miejscu,
toteż zaskoczył ją asortyment znajdujący się weń. Krótkie,
zatrute sztylety, talizmany kumulujące energię, wybuchające kulki,
rapiery, szpady, klasyczne miecze.
-Używa
się tego? - zapytała wskazując na imponujący zbiór broni białej.
-Nie,
to zabytki, ale to – wskazał na wisiory – standard. Możemy tez
poczęstować się tym. Nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie obezwładni
nas, jednocześnie zapominając o bezpiecznej odległości –
powiedział, podając jej sztylet. Hermiona ujęła zgrabną, chłodną
rękojeść i poruszyła nadgarstkiem, tnąc powietrze.
-Ciekawe
– mruknęła oglądając ostrze, niesamowicie cienkie, wypolerowane
i śmiercionośne.
-Gdy będziesz musiała tego użyć, nie
wymachuj nim jak kijem – pouczył ją. Natychmiast opuściła dłoń
na wysokość bioder – Opuść ramiona, wysuń jedną nogę do
przodu i razem z nią wyprowadź cios w podbrzusze – zrobiła jak
ją poinstruował, zadając cios niewidzialnemu przeciwnikowi.
Skrzywiła się, wyobrażając sobie jak sztylet zanurza się w
ludzkim ciele.
-Dobrze
– ocenił po chwili przyglądania się jej. Tu również cały
ekwipunek spakowali do torby i wyszli z pomieszczenia.
Draco
odprowadził Hermionę pod drzwi jej sypialni i bez słowa ruszył
dalej. Musiał jeszcze uzupełnić paliwo i spakować kilka innych
rzeczy. Hermiona poczuła się niezwykle poobijana po całym dniu
przedziwnych wrażeń. Miała nadzieję, że sytuacja między nimi
nie będzie trwała wieki. Ułożyła się na miękkich pościelach i
niemalże natychmiast zapadła w sen.
Narcyza
Malfoy nigdy nie narzekała na swoje życie, a do kolorowych nie
należało. Nigdy nie żaliła się i nie płakała. Była twarda i
zawsze spokojna. Nie ważne czy narzekano na niesmaczny obiad,
którego nie zrobiła, czy też kazano jej dziecku mordować by
przeżyć. Uczucia potrafiła udawać, skrywać je i dusić w sobie.
Co nie znaczy, że ich nie ma. Kim byłaby nie odczuwając strachu,
bólu, zawodu, troski, zmęczenia?
Dlatego
teraz żałowała swego wyuczonego obycia – chciałaby być
wylewna. Chciałaby móc okazać Lucjuszowi złość i dezaprobatę.
Zamiast tego z dumą i galanterią wyszła wyniośle okazując swą
urazę.
Chciałby
też być lepszą matką. Mieć kontakt z synem. Chciałaby być dla
niego powiernikiem i przyjacielem, nie kolejnym autorytetem z urzędu.
Chciałaby jak te wszystkie proste kobiety – podejść do Draco,
wyściskać go mimo jego protestów i zostawić rozmazane ślady
ciemnej szminki na jego policzkach, które potem ścierałby
ostentacyjne z frustracją.
Ale
nie była tym kim chciałaby. Żadna z tych sytuacji nie zaistniałaby
naprawdę.
Dziewczyna
nagle otworzyła oczy. Były wielkie z ogromnymi, czarnymi źrenicami.
W strachu przeszukiwały jednolitą ciemność pokoju w poszukiwaniu
źródła hałasu. Uniosła się odrobinę na rękach, a jej
przyśpieszony oddech brzmiał w czterech ścianach. Spod poduszki
wygrzebała różdżkę Draco i pośpiesznie szepnęła zaklęcie.
Mrok rozjaśniło światło i w końcu mogła dostrzec każdy
zakamarek sypialni. Jednak nie. Jednak znów coś jej się wydawało.
Jednak nie wszystko wróciło do normy. Usiadła opierając się o
poduszki. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła nogi rękoma.
Pozwoliła by włosy przykryły jej bladą twarz. Znów dryfowała po
brzegach własnej realności. Znów osiadała na dnie urojeń. Znów
pozwalała swym lękom zawładnąć wszystkimi zmysłami,
pozostawiając jej jedynie zdolność do rozpaczy. Świadomość swej
wadliwości była druzgocząca.
Jak
to jest nie ufać sobie? Nie wierzyć do końca w nic co się widzi i
słyszy? Zawsze zadawać sobie pytanie, czy to nie pułapka jej
umysłu, czy ta tęcza też była urojona?
Jest
źle.
W
pewnym momencie usłyszała skrzypnięcie zawiasów i w drzwiach
ujrzała Draco. Realnego, prawdziwego, silnego i pięknego jak
zwykle.
Ten
chłopak miał w swym obyciu coś z dzikiego kota. Myśliwego, który
potrafi zadać śmierć taką, której nawet nie zauważysz, którego
cień sieje strach, a lśnienie kłów zobaczysz tylko raz w życiu.
Wydawało jej się, że nawet gdy jest przygnębiony i zmęczony,
jego zmysły nadal pracują bez chwili wytchnienia.
-Coś
się stało? Zauważyłem światło – troska w głosie zdradzała
szczerość intencji. Dziewczyna poczuła się nieco mniej
nierzeczywista.
-Wydawało
mi się... Zresztą to nic istotnego – młodzieniec natychmiast
rozszyfrował jej udawaną obojętność. Wszedł do środka
zamykając za sobą drzwi. Podszedł do łóżka i usiadł na brzegu.
-Masz
złe sny? - zapytał spokojnie, patrząc w jej oczy.
-Ym...
można tak powiedzieć – odparła spuszczając wzrok na swe stopy.
-Nie
martw się. Wszyscy je miewamy. To normalne – rzekł z mocą.
Podniosła wzrok i spojrzała w szare oczy młodego mężczyzny,
którym stawał się z dnia na dzień.
Zapatrzyła
się, a nim zdążyła cokolwiek zrozumieć, oboje pochylali się ku
sobie, lgnąc do własnych ciał, niczym ćma do ognia. Gwałtownie
uczuła co się właśnie dzieje. Natychmiast wstała i popatrzyła
na oniemiałego Draco. Wyglądał, jakby obudził się ze snu i
zupełnie nie wiedział gdzie jest.
-Myślę,
że musisz iść spać – młodzieniec wstał i wyszedł życząc
jej dobrej nocy. Jakby nigdy nic. Nigdy nic.
-pilnie szukam bety-
Boże.. ja juz sobie grób szykowalam.. ale pomyslalam-jeszcze raz wejdę sprawdzic czy jest nowa notka. i jest !
OdpowiedzUsuńtroche jestem zla na Draco. Hermiona go przeprasza a on nic sobie z tego robi :x
Sytuacja przy stole była .. krepujaca xd dla Hermiony :p
Kurcze mam nadzieje że zgubia ten poscig, ukryja sie gdzies c:
Na wiecej prosze tak nie znikac D:
Bo M. znajdzie xd czekam na nn :p
Aaaa i ile planujesz dodac jeszcze rozdzialow ?
Przepraszam za bledy ale pisze z telefonu ;___;
Pozdrawiam M.
Sama siebie zaskoczyłam - szczerze mówiąc :3
UsuńPotraktuję tę groźbę jako żart :p
Myślałam nad 5, ale liczba może się dowolnie zwiększyć/zmniejszyć :)
Pozdrawiam
Never
Cześć :) Ja mogłabym być twoją betą. Rozumiem, że ku temu są różne powody i wgl. Sama prowadzę bloga o Dramione : dramione-ever.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz mnie przyjąć na okres próbny, nie ma problemu.
Kontakt : wiki76200@wp.pl
jak miło! :D
UsuńWreszcie nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńI jak zwykle świetny ;)
Mam nadzieję, że Draco w końcu przestanie ukrywać przed Hermioną prawdę. No i mam nadzieję, że tym razem nie będę musiała czekać aż tak dlugo na nowy rozdział ;)
Dziękuję :3
UsuńBardzo udany rozdział. Wizyta w domu Malfoyów z pewnością jest naprawdę nieprzyjemna dla Hermiony.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na moment w którym rozwiniesz wątek Dramione, i powiedz mi dlaczego nie doszłoo do pocałunku?! A ja tak na niego czekam:(
Dzięki ^.^
UsuńDramione chyba się rozkręca, czekaj cierpliwie :D
Dlaczego oni się nie pocałowali!? Nawet nie masz pojęcia jak się cieszyłam,że nareszcie między nimi do czegoś dojdzie a tu takie rozczarowanie, jak mogłaś?! Rozdział idealny jak zwykle zresztą, ale tą końcówką mnie trochę zasmuciłaś. Mam nadzieję,że mimo wszytsko nie długo dojdzie do pocałunku.
OdpowiedzUsuńP.S: Chyba masz problem ze swoją sondą, ostatnio oddałam swój głos,a dziś weszłam na Twojego bloga i zniknęły wszystkie głosy.
No właśnie też tej sondy nie rozkminiam :d
UsuńKiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńw ten weekend :)
Usuńhdfvbxjvb;osbidgfvuygfgd ja chce nową notke na melodies-of-love! ♥
UsuńCzemu nie pokazujesz się na melodies-of-love czy better-soul? :x
OdpowiedzUsuńWez się chociaż odezwij bo niektóre wierne czytelniczki czekaja i trochę się niecierpliwia :c
Zostałaś nominowana do The Versalite Blogger!
OdpowiedzUsuńZasady:
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów o sobie.
4. Nominować 10 blogów, które Twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów tych blogów.
Gratulacje!
wanilijowa [granger-again.blogspot.com]
Rozdział miał być w weekend! A już jest poniedziałek a rozdziału ani śladu! Kiedy go dodasz?
OdpowiedzUsuńnie lubię Cię już :c
OdpowiedzUsuńDlaczego znowu nie dajesz o sobie znac? :x
OdpowiedzUsuńMoże wypadaloby napisać jakieś wytłumaczenia albo coś? Napisalas na melodies-of-love ze nie opuszczasz bloga a mam wrazenie ze to zrobilas... Jeśli to mylne wrazenie, odezwij się na którymkolwiek blogu...