niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 21



Moi drodzy! 
Wiem, że czekaliście na rozdział o wiele za długo. Zwlekałam nużąc i denerwując was. 
Moja wina. Wiem. 
Niestety w moim życiu działo się zbyt wiele ważnych spraw, które zaabsorbowały mnie do reszty.

Lecz koniec smutnych dni! :D 
Oto rozdział, który mieści się w 9 stronach A4 :) 


Rozdział 21



Hermiona z niepokojem patrzyła jak ogromna, kuta brama samoistnie otwiera się na oścież, a Taunus z niskim pomrukiem wjeżdża na duży plac pokryty drobnymi, białymi kamykami. Dwór był o g r o m n y. Wysoki na siedem pięter razem z wieżyczkami na obu skrzydłach. Prawe skrzydło było proporcjonalne do lewego, a nad frontowymi drzwiami wisiały dwa balkony. Najwidoczniej wokoło posiadłości rozciągały się nieskończone ogrody. Hermiona czuła się nieswojo.
Chłopak wysiadł z pojazdu i już okrążał samochód, aby otworzyć drzwi przed kobietą, którą - mimo wszystko była Hermiona, gdy ta wyskoczyła z Taunusa i spojrzała wyzywająco w oczy blondyna. Draco zmrużył ślepia i mierzył ją zimnym, wrogim spojrzeniem.
-Jaki ty masz problem, Granger? - zapytał swym dawnym, jadowitym tonem.
-Ależ żaden, panie – odrzekła kurtuazyjnie, prostując swoją, choć wychudzoną, to nadal dumną sylwetkę.
-Teraz wchodzimy do mojego domu i byłby dobrze, gdybyś nie okazywała żadnych uczuć względem mnie. Więc daruj sobie sapanie, kąśliwe uwagi, dąsanie się, a gdybyś przypomniała sobie, że chcesz spontanicznie zakrzyknąć „uwielbiam cię Draco”, to również radzę powstrzymać się i zaczekać na odpowiedni moment – dziewczyna prychnęła na znak buntu, ale też nie miała zamiaru się buntować naprawdę. Z całych sił powstrzymywała się od powiedzenia mu, co sądzi o jego prowokacyjnych odzywkach i... Na szczęście powstrzymywała się, rozumiejąc już, że nie tylko ślizgon ma monopol na ranienie słowami. Nadal widziała urazę, choć ukrywaną, za kurtyną płynnego srebra w jego oczach, czuła jakąś wewnętrzną rozterkę.
No i wreszcie przekroczyli próg posiadłości państwa Malfoy.
-Merlinie! Czy to krew!? - to było pierwsze, co usłyszeli wchodząc do dużego, holu w kształcie koła, zaraz po niekontrolowanym, nieco sztywnym śmiechu Lucjusza.
Hermiona nie ukryła zdziwienia na widok głowy rodziny, siedzącej na wózku dla niepełnosprawnych. Poza tym mężczyzna wyglądał jak niegdyś. Idealnie zaczesane blond włosy, idealnie gładka cera z wyrazem twarzy wyrażającym dokładne nic.
-Dobry wieczór – przywitał się chłopak ignorując przerażenie matki.
-Spójrz tylko, Narcyzo – pamiętasz tego cherlawego psa, którego przyprowadził w dzieciństwie? Czyż nie wygląda to podobnie? Draco jak zwykle wybiera słabych i niezdatnych, na swych sojuszników. No cóż – zakończył pan Malfoy wzruszając ramionami. Draco albo dobrze ukrył urazę, albo nie zrobiła ona na nim najmniejszego wrażenia.
Jego ojcu wydało to się dziwne. Gdzie chłopiec, nad którym miał tak wielką kontrolę? Ta zmiana nie przypadła mu do gustu, tak samo jak wyprostowana sylwetka, uniesiony podbródek i być może nieświadomie, wysunięte ramię, tak, że zasłaniało część dziewczyny.
-Och, przestań – mruknęła z niezadowoleniem Narcyza. - Tobie nie pasuje nic, nad czym nie masz nadzoru. Draco – zwróciła się do syna – co znaczy ta wizyta? - zapytała wyraźnie niepewna, spoglądając na istotę stojącą nieruchomo w cieniu młodzieńca.
-Nic jej nie powiedziałeś, ojcze? - chłopak zmarszczył brwi. Nie był pewien, z jakich powodów ojciec ukrywał prawdę przed matką, ale nie koniecznie chciał to oświadczyć. Co miałby powiedzieć?
Hej mamo, kojarzysz tego tam Ministra Magii? Tego, co nie żyje? Zabiłem go tydzień temu. Co na obiad?” Ta wersja zdecydowanie ODPADA. Nawet bez wstępnej selekcji.
-Przepraszam, porozmawiamy wieczorem, dobrze? - zreflektował się, jednocześnie uświadamiając sobie ciągłą obecność Hermiony. Czuł jej niepewność na kilometr, nawet jej nie widząc. - Mamo, czy mogłabyś pokazać Hermionie jej pokój, zostaniemy tu do świtu. Muszę porozmawiać z ojcem - kobieta była wyraźnie niezadowolona z układu, w którym została wykluczona z czynnej roli. Otworzyła jedynie blade wargi, niczym ryba wyjęta z wody, po czym zamknęła je i posłała swemu mężowi surowe spojrzenie.
-Za mną, dziecko – mruknęła ruszając przed siebie. Dopiero, gdy odwróciła się u stóp marmurowych schodów i spojrzała nań wyczekująco, Hermiona zrozumiała, że ma iść wraz z nią. Przełknęła ślinę i dołączyła do pani Malfoy, nie oglądając się na Draco. Zero emocji.
Zupełnie jak przy dzikich zwierzętach – pomyślała.
Weszły po szerokich niczym jej pokój w Londynie, schodach i zaczęły przemierzać jasne, ozdobione obrazami w złotych ramach, korytarze. Mijały drzwi wąskie, wysokie, dwuskrzydłowe, kryształowe, witrażowe, otwarte sale. Ilość wszystkich pomieszczeń budziła podziw. Niewykluczone, że mogłyby nocować tu prawie wszystkie roczniki Hogwartu. Jej przewodniczka szła szybkim krokiem niemalże wojskowym, choć nie wyglądała. Dziewczyna musiała, co jakiś czas puścić się truchtem, by nadążyć.
-Dziecko? - drgnęła na dźwięk głosu kobiety.
-Tak? - panna Granger skrzywiła się, gdy jej własny zabrzmiał piskliwie i niepewnie.
-Dlaczego mój syn zdecydował tu przyjechać? W dodatku z tobą – pierwsze, co przyszło jej na myśl to standardowe „nie wiem”, ale... Czy to fair, aby okłamywać rodziców kogoś, kto uratował jej życie? Czy jest jakiś kodeks w stosunku do takich spraw? Westchnęła ukradkiem.
-On mi... pomaga. Muszę dotrzeć do pewnego miejsca. Chodzi tu o... - zastanowiła się czy za kłamstwa po prostu padnie i umrze - … o moich rodziców. Zaginęli w wyniku nierozważnego rzucenia zaklęć i muszę ich ściągnąć do domu – mówiła ciągnąc wymyśloną historyjkę. Głupią historyjkę. Nagle Narcyza odwróciła się na pięcie i stanęła naprzeciw rozmówczyni. Jej usta ułożyły się w zaciśniętą kreskę, a oczy studiowały twarz dziewczyny. Wyglądała, jakby szukała dowodów na kłamstwo wypisanych gdzieś na tym niewielkim ciele.
-Nie jesteś brzydka – podsumowała i znów ruszyła przed siebie. Hermiona kilka sekund stała zaskoczona.
-Co to ma do rzeczy? - zapytała.
-Draco nie pomaga przyjaciołom bez wyraźnego zysku. To jedna z cech, które odziedziczył po ojcu – nastała cisza między nimi. Gryfonka nie miała ochoty drążyć tematu. Choć nadal czuła wzburzenie po ich kłótni, nie chciała zgadzać się z taką opinią. Wszystko, co Draco robił od... od września, robił bezinteresownie, dla ludzi, których poniekąd mógł nazywać swymi przyjaciółmi. Nie wierzyła też, by kiedykolwiek mógł pomagać dziewczynie, by później odebrać zapłatę w taki sposób... Na myśl o tym przebiegły ją dreszcze grozy.
-Oto twój pokój – tak oto zakończyła się jej podróż po domu Malfoyów.

-Draco, jak daleko masz zamiar uciekać? - zapytał Lucjusz, w momencie, gdy kobiety zniknęły z pola widzenia.
-Nie wiem, czy w ogóle jest sens uciekać. Nie, jeżeli nawet ty znasz każdy mój ruch – skwitował.
-Jestem twoim ojcem – chłopak z całych sił starał się nie okazać pogardy wobec tego określenia, na rolę Lucjusza w jego życiu. - Wypadałoby wiedzieć o tobie jak najwięcej. Pytanie tylko, czy ktoś oprócz mnie, ktoś wrogi cię nie obserwuje tak jak ja? - zapytał konspiracyjnym tonem.
-Nie. Wiem, co myślisz, ale Hermiona nie jest szpiegiem – surowo zaprzeczył. Mężczyzna zrobił wyjątkowo zadowoloną minę, jakby tego właśnie oczekiwał po synu.
-Nadal nie umiesz dobierać silnych sojuszników – rzekł z nutką zawodu w głosie. Jego syn powinien posiadać umiejętność oceny sytuacji za pomocą rozumu, nie żalu, czy też litości. - Tą dziewczynę ściga całe Ministerstwo. Grałeś w Quidditcha. Wiesz, co robi szukający, gdy ten z przeciwnej drużyny goni za zniczem? Niszczy go – choć okrutnie to brzmiało, taka byłą prawda.
Gdyby młody Malfoy miał w sobie, choć krztynę ojcowskiego chłodu i wyrafinowania, nie ratowałby dziewczyny. Przez te wszystkie tak dziwne i tak dalekie od ideału decyzje, zupełnie zmienił swe dotychczasowe życie w jeden wielki pościg. Ale... czy istniało jakiekolwiek inne wyjście po tym jak... Po tym jak poczuł, że złocisto-oka dziewczyna skrywa klucz do jego własnej duszy? Po tym jak przestał nienawidzić, po tym jak poczuł się potrzebny? Dla syna Lucjusza wybór byłby prosty i egoistyczny, ale dla Draco, chłopca, który otworzył oczy, istniała jedyna słuszna droga.

Młodzieniec poczuł jak coś w jego umyśle zrywa się do biegu.
-Skąd wiedziałeś, co stało się w Ministerswie? Skąd wiedziałeś, że ja... - głos ugrzązł mu w gardle, coś ostrego wbiło się w serce. Obezwładniający ból przeszył jego umysł.
zabiłem – dokończył w myślach. Jego ojciec zaśmiał się chrapliwie.
-Poczta pantoflowa – parsknął śmiechem – Draco... - zaczął dydaktycznym tonem, jakby chciał wytłumaczyć chłopcu, dlaczego nie należy gnębić zwierząt. - … uważasz, że powiem ci skąd wiem o naprawdę tajnych wydarzeniach? Ależ skądże, nie powiem ci tego, dopóki masz zamiar udawać, że bawi cię ta gra. Nie jesteś stworzony, by walczyć z widmowym wrogiem. Nie tak cię wychowaliśmy – chłopak poczuł jak krew burzy się w jego żyłach, jak chęć pokazania ojcu, kim jest naprawdę powoli zwalcza zdrowy rozsądek. Chciał udowodnić, że nie jest maszyną, którą ktoś zaprojektował i ona właśnie tak działa. - Zostaw tą szlamę i pozwól sobie pomóc – uwierzył. Naprawdę uwierzył, że ojciec może mu pomóc. Wiedział, że jest postawiony na tyle wysoko, że uzyskałby uniewinnienie, albo nawet order zasługi już jutro. Tylko pozostawał jedna pozornie nieważna rzecz. Przez nią na samą myśl o przyjęciu oferty włosy jeżyły się na głowie, krew odpływała z twarzy, a serce zamierało.
Poczuł jakąś solidarność z Granger, która tak bardzo go uraziła. Czuł, że miała rację, że przez odebrane wychowanie, wady namnożyły się w nim, niczym plaga szarańczy. Ale czuł jednocześnie, że nie jest za późno, że nie jest stracony. To nadawało mu siły.
-Ona nie zasłużyła sobie absolutnie niczym, aby tak ją nazywać. Niczym – powiedział jedynie cichym i niskim głosem, który podkreślało zawistne spojrzenie. Lucjusz spojrzał nań najpierw zszokowany, ale zdziwienie obracało się w szalone rozbawienie. Makabryczny śmiech narastał, gdy Draco znikał za rogiem.

Dopiero w samotności, Hermiona pozwoliła sobie na słabość. Spojrzała na zsiniały nadgarstek, który wcześniej niewyleczony, dokuczał coraz to bardziej. Poczuła niemoc. Usiadła na materacu, zwiesiła ramiona, spuściła głowę i objęła zdrową ręką kontuzjowane miejsce. Lekko nacisnęła napuchniętą kość, ale było to tak bolesne, że natychmiast puściła z jękiem bólu. Jakaś łza spłynęła po policzku.
Pokój był bardzo ładny. Urządzony z subtelnością i elegancją. Był to niewątpliwie pokój wyłącznie gościnny, gdyż, głównym elementem było duże dwuosobowe łoże z baldachimem. Po jego bokach zwisała śnieżnobiała tkanina wyszywana w czarne ozdobne spirale i linie krzywe. Przez okno wpadało popołudniowe słońce rozjaśniając pomieszczenie. Mimo beżowego koloru ścian, pokój sam w sobie wydawał się ciemny. Dziewczyna otarła łzę.

Niespodziewanie czyjeś blade dłonie znalazły się na jej przedramieniu i zacisnęły się na nim delikatnie. Zupełnie nieprzygotowana na czyjąś obecność, szarpnęła się do tyłu, ale ból, jaki poczuła szybko odebrał jej tą chęć.
-Nie wygląda to dobrze, do tego to prawa dłoń – przemówił rozczarowanym głosem. – Dlaczego nie skarżyłaś się na początku? – gdy, zapadła cisza, dziewczyna zrozumiała, że ma odpowiedzieć. Przełknęła ślinę.
-Nie chciałam sprawiać kłopotu – wyznała szczerze. Naprawdę nie lubiła, gdy inni interesowali się nią w zbyt dużym natężeniu. To sprawiało, że czuła się osaczona.
-Kłopotliwe, to może być leczenie na poły zabliźnionej rany – pouczył ją szorstkim tonem. W istocie nieopatrzona rana goiła się, ale nigdy nie mogło być mowy o powrocie do dawnej jej sprawności. Chciał jej uświadomić, że przez własny upór sprowadza na siebie kłopoty.
Chciałby też, aby zwracała się do niego z podobnymi problemami, ale zupełnie nie wiedział jak ją do tego nakłonić. Westchnął sięgając do szufladki szafki nocnej, stojącej tuż przy łóżku, na którym siedzieli. Gdy cofnął rękę, trzymał w niej bandaż elastyczny. Na razie tylko tyle mógł zrobić. Odwinął jego końcówkę i zaczął delikatnie owijać nim chorą dłoń gryfonki, jednocześnie uważając, by nie zrobić jej krzywdy i nie sprawić bólu.
Hermiona przyglądała mu się z uwagą. Wyglądał na zamyślonego i przytłoczonego owymi myślami. Grzywka opadała mu na oczy, zasłaniając je i ukryte w nich emocje. Ale Hermiona czuła, że pełne są bólu i złych uczuć, które rodziły się w nim na nowo i na nowo, i wciąż. Nie miała pojęcia, co mogłoby go uwolnić. Może nic?
Pochylona postawa i spuszczone ramiona sprawiały, że wyglądał na bezbronnego, nawet dla niej. Tak bardzo żałowała swych słów.

-Nie słyszałam, gdy wchodziłeś – szepnęła, nie wiedząc, czemu nie odważając się na głośniejszy ton. Chłopak zakończył opatrunek, po czym otulił delikatnie jej dłoń, swą własną. Nawet przez warstwy rozciągliwej tkaniny, czuła zimno jego skóry.
Młodzieniec uniósł głowę i utkwił wzrok w widoku nieba za oknem. Było piękne. Intensywnie błękitne, naznaczone gdzie-nie gdzie małymi, zwichrzonymi chmurami. Do tego promienie słońca podkreślały ich biel i nieskazitelność formy.
-Gdybyś żyła tu tyle lat, też wolałabyś pozostać niezauważona – wyjaśnił, wyginając usta w gorzkim uśmiechu. Przypominał sobie po kolei, wszystkie te niezliczone razy, gdy ojciec łapał go za małą, dziecięcą rączkę i wymierzał policzek, gdy nakładał różne klątwy, które zamiast zranić ciało, niszczyły umysł, gdy przerażony skrywał się w tunelach dla skrzatów, gdy kazano mu patrzeć na śmierć torturowanych, gdy kazano mu robić to wszystko, czego tak się brzydził.
Na końcu przypomniał sobie ten dzień, tą chwilę dnia, gdy stracił do siebie szacunek. Gdy wymierzył zaklęcie, a ono przyniosło mu kilka sekund tak pożądanego ukojenia. Gdy odebrał czyjeś życie. Pamiętał ten moment, gdy siedmioletni chłopiec patrzył na niego z prośbą, gdy łzy wzbierały w jego niebieskich oczkach, a potem życie uleciało z niego, jak eliksir z rozbitej folki.

Poczuł drżenie mięśni.
Wstał gwałtownie puszczając rękę dziewczyny i zbliżając się do drzwi. Dotknął mosiężnej, zdobionej klamki i pociągną za nią.
-Draco – zatrzymał go głos Hermiony. Obejrzał się, nie mogąc zwalczyć tego impulsu. Chciałby po prostu wyjść. – Przepraszam – jej głos lekko drżał, oczy wpatrywały się weń niepewnie.
-Za co? – zapytał spokojnie.
-Ja… Za wszystko – wyszeptała pełna żalu i niemocy, którą czuła wobec Draco. Chciałaby przeprosić go za siebie i za te wszystkie okropieństwa, którymi uraczył go los. Chłopak jedynie kiwnął głową i wyszedł równie bezszelestnie, jak się tu znalazł. Jednak drzwi szybko uchyliły się na powrót.
-Myślę, że powinnaś przyjść na kolację. Za dziesięć minut w jadalni.

Dziewczyna kilkakrotnie pomyliła się i trafiła do zbrojowni, do lochów, na schody prowadzące do wieży. Po którymś z rzędu cofaniu się i wybieraniu innej drogi, czuła się spłoszona i zagubiona. Miała wrażenie, że ten wielki ciąg korytarzy pożre ją i nigdy już nie dane jej będzie wyjść. Na szczęście usłyszała potężny szczęk talerzy gdzieś za rogiem. Puściła się biegiem i ujrzała Draco stojącego nad kupką rozbitej porcelany. Naprzeciw niego, stała z załamanymi rękoma młoda, śliczna dziewczyna. Jej twarz wyrażała zszokowanie i przerażenie.
Hermiona przystanęła na progu, a uwagę od jej wejścia, odwróciło owe zdarzenie.

-Przepraszam! Tak bardzo przepraszam! Ja to wszystko pozbieram, naprawię! Przepraszam! - łkała żałośnie istota.
-Nie szkodzi. Proszę się uspokoić - młodzieniec próbował odczepić delikatnie, aczkolwiek stanowczo, splecione w błagalnym wyrazie dłonie dziewczyny, ze swej szaty. Odsunął się i nawet zaproponował naprawienie wszystkiego czarami, ale młoda kobieta stanowczo zabroniła, chcąc sama naprawić swe błędy.
Hermiona poczuła się przykro niedowartościowana. Uroda służącej była zdumiewająca. Duże szare oczy, czarne, lśniące włosy, mały, uroczy podbródek. Była śliczna niczym mała księżniczka z dziecięcych bajek. Gryfonka zauważyła zmieszanie i rumieńce na twarzy tamtej. Przecież to takie normalne, że Draco podoba się kobietom, ale... w zasadzie nie wiedziała, dlaczego czuje się od środka jak żywy sztorm.
Młody mężczyzna usiadł obok swej matki, patrząc z uśmiechem na odchodzącą dziewczyną. Wtedy jego wzrok spotkał się z ciemnym spojrzeniem pewnej niewielkiej osoby, która stała tam - w progu przeszklonych, szerokich drzwi - w jego ubraniach, w których wyglądała nie tyle śmiesznie, co żałośnie. Uśmiech rozwinął skrzydła i odfrunął z jego twarzy, niczym płochliwy motyl. Skinął na nią, aby usiadła obok niego. Zawahała się, patrząc na dwójkę dorosłych spoglądających na nią z chłodem i obojętnością na twarzy. Po chwili znalazła się, tam gdzie wskazał.
Ten spokojnie wyjął różdżkę z kieszeni. Kilka głupich myśli przeszło jej przez głowę. Głupi strach i nieufność. Spokojnie ujął jej dłoń i przytknął koniec różdżki do obwiniętego bandażem nadgarstka.

-Spokojnie. Nie powinno zaboleć – uspokoił i zaczął szeptać formułkę bardzo starego zaklęcia. Hermiona poczuła delikatne pieczenie, ale nie było bólu, jako takiego. Podniosła wzrok znad swej dłoni i spojrzała na rodziców Draco.
Oboje wpatrywali się w swego syna. Lucjusz na ustach miał zagadkowy uśmiech, wyrażający ogólne lekceważenie i rozbawienie postawą syna. Natomiast Narcyza poczuła iście matczyny niepokój. Miała wrażenie, że jej przewidywany i bezbronny syn po prostu zniknął zastąpiony młodym człowiekiem, który opatrywał ranę towarzyszki podróży. Nagle uczuła złość na tą mizerną dziewczynę. Zszokowała ją jej własna reakcja. Zastanowiła się, czy aby nie jest chora.
-Gotowe – powiedział wyraźnie zmęczony tym wysiłkiem. Takie zaklęcia poznał dzięki Snapowi. Do tej pory nie wiedział, dlaczego mężczyzna zechciał uczyć go tej techniki. Może chciał, aby dorobek jego życia nie zniknął po śmierci. Nie miał syna, o którym marzył z biegiem lat.
-Dziękuję – szepnęła zawstydzona wścibskimi spojrzeniami państwa Malfoy. Draco skinął głową i odwinął bandaż ze zdrowego już nadgarstka.
-Możesz ruszać palcami? – zapytał odchrząkując. Najpierw niepewnie, a później swobodniej poruszyła każdym stawem.
W tym momencie do jadalni wkroczyła Marry – bo tak było na imię służącej. Opracowała technikę, dzięki której mogła nieść jednocześnie cztery talerze i pięć szklanek. Było to godne podziwu, jednak w tym domu mało kto zastanawiał się nad umiejętnościami podwładnych, tak więc nieśmiałe próby zaimponowania swym pracodawcom zostały zbyte bez zainteresowania.
-Smacznego – życzył wszystkim jedyny syn Malfoyów. Atmosfera była widocznie sztywna, lecz nikt nie mógł nic na to poradzić. Po prostu w takiej sytuacji nie mogło być inaczej, co wiedzieli wszyscy obecni.
-Mówiłeś, że kiedy wyjeżdżacie? – zapytała Narcyza.
-Jutro z samego rana. Potrzebuję też nieco gotówki. Kończy się paliwo, potrzebuję też nieco eliksirów i ziół z twojego zbioru…
-No, ale chyba nie wybierasz się znowu na wojnę – przerwała oburzona kobieta. Draco spojrzał na matkę, jak na wyjątkowo ciekawy okaz gatunku zagrożonego, któremu szacunek należy oddawać, choćby ze względu na to, że jest gatunkiem zanikającym.
-Oczywiście, że nie matko, ale bezpiecznie jest mieć jakieś ubezpieczenie. Przecież nie wiadomo, co może się wydarzyć – odpowiedział cierpliwie, nienawidząc się za kłamstwa.
-Oczywiście – zaczął cierpko Lucjusz – Od początku wiedziałem, że niewdzięczne dziecko odwiedza nas tylko w potrzebie. Spójrz kochana – tak nam odpłaca za lata troski. Nigdy nie śmiałbym zrobić tego własnemu ojcu – oświadczył mierząc chłopca surowym wzrokiem. – Zjawiasz się tu, ściągając na nas pościg, w dodatku z jakąś nic nie znaczącą mugolaczką.
-Słucham? – jego żona oniemiała. – Jaki pościg? Co się dzieje, Lucjuszu?
-No proszę, synu. Wyjaśnij matce: jaki pościg? – pan domu uniósł brwi, patrząc z opanowaniem na rozmówcę. W młodzieńcu burzyła się krew.
-Ojcze, z całym szacunkiem, ale uważam, że równie dobrze, możesz powiedzieć to ty – odparł.
-Oczywiście, a może panna Granger zechce opowiedzieć wszystko od nieco innej strony? – zimne spojrzenie wylądowało na Hermionie.
-Zostaw ją – niespodziewanie odezwał się Draco, a jego głos nie miał w sobie ani odrobiny dyplomatyzmu i spokoju.
-Może ona sama zdecyduje? – zapytał, na pozór spokojnie Lucjusz.
-Ona nie chce o niczym decydować! – uniósł głos, co wprawiło wszystkich w zdziwienie.

Nikogo nie obchodziło, że zainteresowana wymknęła się z jadalni.

-Dziękuję za kolację – odezwał się wyniosły, urażony głos pani Malfoy. Wstała i odeszła od stołu.
-Ja również, ojcze – dopowiedział młodzieniec zostawiając Lucjusza samego przy stole.

Hermiona stała wyraźnie speszona tuż za rogiem. Draco podszedł do niej obwiódł wzrokiem jej opłakany stan. Westchnął głęboko.
-Przepraszam za niego, ale mam wrażenie, że taki pozostanie już na zawsze – sprawiał wrażenie zmęczonego całą sytuacją. Miał fioletowe kręgi wokół oczu i wyjątkowo słaby głos.
-Lekko szorstki? - zapytała Hermiona ze smutnym uśmiechem współczucia.
-Władczy. Zawsze był domowym tyranem – wyznał wlepiając wzrok w czubki tenisówek dziewczyny. Dopiero patrząc na ich stopy, zdał sobie sprawę z ich cielesnej bliskości. Odsunął się i odchrząknął znacząco.
-Draco?
-Hę?
-Czy byłbyś w stanie wybaczyć mi mój karygodny nietakt? - oboje wiedzieli, że dziewczyna prosi o wybaczenie już drugi raz tego dnia. Oboje wiedzieli, że wybaczenie to ciężka rzecz, szczególnie gdy w grę wchodzą bolesne słowa i głęboka uraza.
Chłopak krzyczał w duszy na samego siebie, na swoją głupotę i brutalność.
-Chodźmy się spakować – odpowiedział wymijająco. Udawał, że nie zauważył jej rozczarowania.

Mała zielarnia rodziny Malfoyów była imponującym zbiorem różnych roślin i zwierząt, spreparowanych na wszelakie sposoby w całości, bądź też w kawałkach. Hermiona z wielką ostrożnością, ale też ekscytacją oglądała kolejne zioła szepcząc pod nosem ich nazwy.
Draco podchodził do spawy nieco bardziej metodycznie. Czytał nazwę i o ile miało to właściwości lecznicze, wzmacniające, bądź też inne potencjalnie przydatne podczas samobójczej misji, po prostu wrzucał je do małej, skórzanej torebki, którą trzymał w większej podróżnej.

Gdy zebrali wszystkie potrzebne leki, maści, rośliny, eliksiry udali się do zbrojowni. Panna Granger nigdy nie była w takim miejscu, toteż zaskoczył ją asortyment znajdujący się weń. Krótkie, zatrute sztylety, talizmany kumulujące energię, wybuchające kulki, rapiery, szpady, klasyczne miecze.

-Używa się tego? - zapytała wskazując na imponujący zbiór broni białej.
-Nie, to zabytki, ale to – wskazał na wisiory – standard. Możemy tez poczęstować się tym. Nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie obezwładni nas, jednocześnie zapominając o bezpiecznej odległości – powiedział, podając jej sztylet. Hermiona ujęła zgrabną, chłodną rękojeść i poruszyła nadgarstkiem, tnąc powietrze.
-Ciekawe – mruknęła oglądając ostrze, niesamowicie cienkie, wypolerowane i śmiercionośne.
-Gdy będziesz musiała tego użyć, nie wymachuj nim jak kijem – pouczył ją. Natychmiast opuściła dłoń na wysokość bioder – Opuść ramiona, wysuń jedną nogę do przodu i razem z nią wyprowadź cios w podbrzusze – zrobiła jak ją poinstruował, zadając cios niewidzialnemu przeciwnikowi. Skrzywiła się, wyobrażając sobie jak sztylet zanurza się w ludzkim ciele.
-Dobrze – ocenił po chwili przyglądania się jej. Tu również cały ekwipunek spakowali do torby i wyszli z pomieszczenia.

Draco odprowadził Hermionę pod drzwi jej sypialni i bez słowa ruszył dalej. Musiał jeszcze uzupełnić paliwo i spakować kilka innych rzeczy. Hermiona poczuła się niezwykle poobijana po całym dniu przedziwnych wrażeń. Miała nadzieję, że sytuacja między nimi nie będzie trwała wieki. Ułożyła się na miękkich pościelach i niemalże natychmiast zapadła w sen.


Narcyza Malfoy nigdy nie narzekała na swoje życie, a do kolorowych nie należało. Nigdy nie żaliła się i nie płakała. Była twarda i zawsze spokojna. Nie ważne czy narzekano na niesmaczny obiad, którego nie zrobiła, czy też kazano jej dziecku mordować by przeżyć. Uczucia potrafiła udawać, skrywać je i dusić w sobie. Co nie znaczy, że ich nie ma. Kim byłaby nie odczuwając strachu, bólu, zawodu, troski, zmęczenia?
Dlatego teraz żałowała swego wyuczonego obycia – chciałaby być wylewna. Chciałaby móc okazać Lucjuszowi złość i dezaprobatę. Zamiast tego z dumą i galanterią wyszła wyniośle okazując swą urazę.
Chciałby też być lepszą matką. Mieć kontakt z synem. Chciałaby być dla niego powiernikiem i przyjacielem, nie kolejnym autorytetem z urzędu. Chciałaby jak te wszystkie proste kobiety – podejść do Draco, wyściskać go mimo jego protestów i zostawić rozmazane ślady ciemnej szminki na jego policzkach, które potem ścierałby ostentacyjne z frustracją.
Ale nie była tym kim chciałaby. Żadna z tych sytuacji nie zaistniałaby naprawdę.


Dziewczyna nagle otworzyła oczy. Były wielkie z ogromnymi, czarnymi źrenicami. W strachu przeszukiwały jednolitą ciemność pokoju w poszukiwaniu źródła hałasu. Uniosła się odrobinę na rękach, a jej przyśpieszony oddech brzmiał w czterech ścianach. Spod poduszki wygrzebała różdżkę Draco i pośpiesznie szepnęła zaklęcie. Mrok rozjaśniło światło i w końcu mogła dostrzec każdy zakamarek sypialni. Jednak nie. Jednak znów coś jej się wydawało. Jednak nie wszystko wróciło do normy. Usiadła opierając się o poduszki. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła nogi rękoma. Pozwoliła by włosy przykryły jej bladą twarz. Znów dryfowała po brzegach własnej realności. Znów osiadała na dnie urojeń. Znów pozwalała swym lękom zawładnąć wszystkimi zmysłami, pozostawiając jej jedynie zdolność do rozpaczy. Świadomość swej wadliwości była druzgocząca.
Jak to jest nie ufać sobie? Nie wierzyć do końca w nic co się widzi i słyszy? Zawsze zadawać sobie pytanie, czy to nie pułapka jej umysłu, czy ta tęcza też była urojona?
Jest źle.

W pewnym momencie usłyszała skrzypnięcie zawiasów i w drzwiach ujrzała Draco. Realnego, prawdziwego, silnego i pięknego jak zwykle.
Ten chłopak miał w swym obyciu coś z dzikiego kota. Myśliwego, który potrafi zadać śmierć taką, której nawet nie zauważysz, którego cień sieje strach, a lśnienie kłów zobaczysz tylko raz w życiu. Wydawało jej się, że nawet gdy jest przygnębiony i zmęczony, jego zmysły nadal pracują bez chwili wytchnienia.

-Coś się stało? Zauważyłem światło – troska w głosie zdradzała szczerość intencji. Dziewczyna poczuła się nieco mniej nierzeczywista.
-Wydawało mi się... Zresztą to nic istotnego – młodzieniec natychmiast rozszyfrował jej udawaną obojętność. Wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Podszedł do łóżka i usiadł na brzegu.
-Masz złe sny? - zapytał spokojnie, patrząc w jej oczy.
-Ym... można tak powiedzieć – odparła spuszczając wzrok na swe stopy.
-Nie martw się. Wszyscy je miewamy. To normalne – rzekł z mocą. Podniosła wzrok i spojrzała w szare oczy młodego mężczyzny, którym stawał się z dnia na dzień.
Zapatrzyła się, a nim zdążyła cokolwiek zrozumieć, oboje pochylali się ku sobie, lgnąc do własnych ciał, niczym ćma do ognia. Gwałtownie uczuła co się właśnie dzieje. Natychmiast wstała i popatrzyła na oniemiałego Draco. Wyglądał, jakby obudził się ze snu i zupełnie nie wiedział gdzie jest.
-Myślę, że musisz iść spać – młodzieniec wstał i wyszedł życząc jej dobrej nocy. Jakby nigdy nic. Nigdy nic. 


-pilnie szukam bety-

18 komentarzy:

  1. Boże.. ja juz sobie grób szykowalam.. ale pomyslalam-jeszcze raz wejdę sprawdzic czy jest nowa notka. i jest !
    troche jestem zla na Draco. Hermiona go przeprasza a on nic sobie z tego robi :x
    Sytuacja przy stole była .. krepujaca xd dla Hermiony :p
    Kurcze mam nadzieje że zgubia ten poscig, ukryja sie gdzies c:
    Na wiecej prosze tak nie znikac D:
    Bo M. znajdzie xd czekam na nn :p
    Aaaa i ile planujesz dodac jeszcze rozdzialow ?
    Przepraszam za bledy ale pisze z telefonu ;___;
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama siebie zaskoczyłam - szczerze mówiąc :3
      Potraktuję tę groźbę jako żart :p
      Myślałam nad 5, ale liczba może się dowolnie zwiększyć/zmniejszyć :)
      Pozdrawiam
      Never

      Usuń
  2. Cześć :) Ja mogłabym być twoją betą. Rozumiem, że ku temu są różne powody i wgl. Sama prowadzę bloga o Dramione : dramione-ever.blogspot.com

    Jeśli chcesz mnie przyjąć na okres próbny, nie ma problemu.

    Kontakt : wiki76200@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie nowy rozdział!
    I jak zwykle świetny ;)
    Mam nadzieję, że Draco w końcu przestanie ukrywać przed Hermioną prawdę. No i mam nadzieję, że tym razem nie będę musiała czekać aż tak dlugo na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo udany rozdział. Wizyta w domu Malfoyów z pewnością jest naprawdę nieprzyjemna dla Hermiony.
    Czekam niecierpliwie na moment w którym rozwiniesz wątek Dramione, i powiedz mi dlaczego nie doszłoo do pocałunku?! A ja tak na niego czekam:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ^.^
      Dramione chyba się rozkręca, czekaj cierpliwie :D

      Usuń
  5. Dlaczego oni się nie pocałowali!? Nawet nie masz pojęcia jak się cieszyłam,że nareszcie między nimi do czegoś dojdzie a tu takie rozczarowanie, jak mogłaś?! Rozdział idealny jak zwykle zresztą, ale tą końcówką mnie trochę zasmuciłaś. Mam nadzieję,że mimo wszytsko nie długo dojdzie do pocałunku.
    P.S: Chyba masz problem ze swoją sondą, ostatnio oddałam swój głos,a dziś weszłam na Twojego bloga i zniknęły wszystkie głosy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie też tej sondy nie rozkminiam :d

      Usuń
  6. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hdfvbxjvb;osbidgfvuygfgd ja chce nową notke na melodies-of-love! ♥

      Usuń
  7. Czemu nie pokazujesz się na melodies-of-love czy better-soul? :x
    Wez się chociaż odezwij bo niektóre wierne czytelniczki czekaja i trochę się niecierpliwia :c

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostałaś nominowana do The Versalite Blogger!

    Zasady:
    1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
    2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu.
    3. Ujawnić 7 faktów o sobie.
    4. Nominować 10 blogów, które Twoim zdaniem na to zasługują.
    5. Poinformować o tym fakcie autorów tych blogów.

    Gratulacje!
    wanilijowa [granger-again.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział miał być w weekend! A już jest poniedziałek a rozdziału ani śladu! Kiedy go dodasz?

    OdpowiedzUsuń
  10. Dlaczego znowu nie dajesz o sobie znac? :x
    Może wypadaloby napisać jakieś wytłumaczenia albo coś? Napisalas na melodies-of-love ze nie opuszczasz bloga a mam wrazenie ze to zrobilas... Jeśli to mylne wrazenie, odezwij się na którymkolwiek blogu...

    OdpowiedzUsuń