sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 16

                            


Uwaga! Rozdział znajduje się pod silnym promieniowaniem kosmicznym. Czytasz na własną odpowiedzialność. Smacznego :3

Rozdział 16

Wkroczmy w noc i dajmy się ponieść,
tek kruchej pokusie, przygodzie
-J.K. Rowling




Gdy Hogwart właśnie się budził, czwórka spiskowców miała ochotę przeżyć spotkanie pierwszego stopnia z jakimś wygodnym materacem i kocem. Niestety na śniadaniu nie obyło się bez szeptów i ogólnego popłochu wśród młodzieży. Wszystko to za sprawą jakiejś uczennicy czwartego roku, która na zaklęciach zamiast stłumić mały płomyk, podpaliła sobie szatę i włosy. W wyniku tych jakże niefortunnych i wręcz podejrzanych zdarzeń, została odesłana do skrzydła szpitalnego. Dziewczyna wiedziona ciekawością weszła za parawany otaczające ze wszystkich stron, pewne łóżko. Wieść o domniemanym powrocie Hermiony rozeszła się z prędkością pocisku.
Harry z Ronem, nawet nie mieli sił, by odpowiadać na rzucone w ich kierunku zaczepki, albo chociaż orientować się w czasie i przestrzeni. Ginny nawet nie zadała sobie trudu, wstawania. Po prostu postawiła na sen, którego jej brakowało.
Fenomenem stał się Draco, który zupełnie rześki i pełen swego zwyczajnego cynizmu, jak zwykle zasiadł do śniadania. Gdyby ktokolwiek miał bez zapoznawania się z faktami, wskazać osoby, które na pewno przespały co najmniej czternaście godzin, byłby to Draco oraz profesor McGonagall. Oboje wyglądali perfekcyjnie obojętnie, jakby wczorajszy dzień żadnemu z nich nie przyniósł rewelacji.
-Harry? - zapytał Ron otrzeźwiony zapachem kiełbasek.
-Ym... - mruknął Wybraniec, nie podnosząc głowy z talerza i nie otwierając oczu.
-Myślisz o czym rozmawiała kocica z fretką? - Potter momentalnie się otrzeźwił, zlepiając w Weasleya nieprzytomne spojrzenie z ukrytą pretensją.
-Wiesz, że nie lubię takich zgadywanek, a jeżeli to dowcip, to proszę powiedz, gdy będzie puenta. Zaśmieję się – warknął wracając do poprzedniej pozycji którą potajemnie nazywano „pozycja nieśmiałego żuka”.
-Chodziło mi o Malfoya i naszą wszechmogącą McGonagall – wyjaśnił pomagając sobie nożem w doborze słów. Okularnik uchylił się od zabójczego ciosu, majonezem i podpierając głowę na dłoni, starał się sklecić odpowiedź.
-No wiesz... Może groziła mu, że wezwie rodziców, albo wyrażała radość, z mienia takiego ucznia w swej szkole. Takie brednie. Pewnie większość kazania, tłumaczyła jak to bardzo się narażał i jakie to było głupie i odważne – wyjaśnił, będąc przekonanym, iż jego zdanie niewątpliwie krąży po orbicie prawdy.
-Narażał? Właściwie to mówił co się działo?
-Kazał mi się odczepić i mówił coś tam o rodzinie, że jest moją córką... albo to mi się śniło? - zadał sobie głośno pytanie, słysząc jak słowa wypowiedziane na głos, beznadziejnie brzmią.

Malfoy tymczasem rozważał zjawienie się na zajęciach i oblanie testu z zaklęć, albo zerwanie się z lekcji i w efekcie snucie głupich myśli i składanie sobie obietnic bez pokrycia.
Więcej nie pozwolę Potterowi, tak głupio jej narażać.
Gdy się obudzi wszystko jej powiem.
Nigdy już nie zaufam Potterowi.
Spiorę Pottera.
Wleję odrobinę eliksiru śmierci do soku dyniowego Pottera.
Zabiję się gdy ona umrze.
Pomszczę ją na Potterze, gdy ona umrze

Każde jedno wydawało się bardziej bezsensowne. Tymczasem on nie miał pojęcia, czy McGonagall nie mogłaby go zwolnić. Jednak to oznaczałoby nieodzowność rozmawiania z nią, a tego w najbliższym czasie wolałby nie przechodzić. Jeden Salazar wiedział, co tkwiło w rzeczonej wiedźmie. Wreszcie podjął decyzję. Skoro to OWTMY`y stwierdzają o jego przyszłości, to czy jeden troll więcej, czemukolwiek byłby na siłach zaszkodzić? Zresztą wizja błąkania się po swoim dormitorium od ściany do ściany, potem do łazienki i do szafy, potem rundka wokół biurka i... O nie. Tego wolałby uniknąć, jeżeli była po temu okazja. Przecież aż tak nie zwariował.

Teoria zaklęć magicznych. Do jakiego stopnia można podgrzać herbatę, czy można przesolić magiczną zupę, kto po raz pierwszy za pomocą magii wyczarował całe jezioro? Te wszystkie bzdury drażniły go nadzwyczaj silnie, zwłaszcza wtedy, gdy przypominał sobie wydarzenia dnia minionego. W szczególności rozmowę, z nieznanym aurorem. Początkowo wzięcie go za jednego z uczniaków aurorskich, takich jak Weasley, bawiło go, lecz teraz cała sytuacja zyskała nowego światła. Skoro, jak powiedział tamten mężczyzna, Hermiona została potraktowana nowym środkiem, to czy istniało na antidotum? Co jeżeli...

-Pan Malfoy, oto pana zestaw pytań – oznajmił wesoło Flikfick, kładąc za pomocą zaklęcia Wingadium Lewiosa, kartę z pytaniami, przed zamyślonym Draco. Blondyn niepewnie spojrzał na pergamin, gdzie widniały napisane czytelnym pismem, polecenia.
-Jak brzmi zaklęcie, które wyczarowuje tuzin myszy ze skrzydełkami? - odczytał i zmarszczył brwi, widząc skupione na nim spojrzenia – Ymm... Volantest Rodestum – mruknął bez przekonania.
-Doskonale, doskonale! - nauczyciel wykonał entuzjastyczny podskok na swoich ułożonych piętrowo księgach i zaklaskał w dłonie – Teraz następne pytanie... - jednak jego słowa, przerwał odgłos dzwonka, oznajmującego przerwę. Uczniowie zupełnie jakby ćwiczyli to od dawien dawna, jednocześnie poderwali się i wybiegli z klasy – Dokończymy na następnych zajęciach! Dostaniecie nowe karty py... - jednak nie dosłyszała go już żadna jednostka ludzka. Wszyscy wyparowali, jakby za punkt honoru postawi sobie, nie oddychać sekundy dłużej, powietrzem z klasy.

Skrzydło szpitalne nadal stało w tym samym miejscu, a parawany otaczające pewne łóżko, wisiały, jak wisiały. Miał zamiar ja zobaczyć, przekonać się o jej stanie zdrowia, czegoś się dowiedzieć. Nagle na jego drogę, wbiegła pani Pomfrey.
-Czegoż tu panicz szuka? - zapytała spoglądając na niego, niczym na zbiegłego pacjenta szpitala psychiatrycznego.
-Przeszedłem zobaczyć, co z nią – mruknął spoglądając czarownicy, prosto w jej speszone oczy.
-Tak... ale uprzedzam, panie Malfoy, dziewczyna nie jest w najlepszym stanie. Na razie wprowadziliśmy ją w śpiączkę. Zatrzymaliśmy działania trucizny, jednak czekamy na składnik antidotum. Przyleci za tydzień – ostatnie zdanie wypowiedziała bardzo smutno, jak na osobę, która na co dzień spotyka się z różnymi uszczerbkami na zdrowiu i podobnymi sytuacjami.
-Jaki to składnik?
-Hayat gwieździsty – odpowiedziała czarownica.

Hermiona w rzeczy samej wyglądała na pogrążoną we śnie, lecz nie na toczącą walkę ze śmiercią osóbkę. Istotnie przybrała nieco na wadze, co zmniejszyło efekt zapadniętych oczodołów. Jej policzki już nie tak chorobliwe, odzyskały naturalne rumieńce. Mimo iż pozostawała w stanie pomiędzy życiem, a śmiercią, mógł odczuć lekkie szczęście z powodu jej poprawy. Musiał przyznać, że to niezwykłe uczucie, po tak długim czasie tęsknoty i niepewności, móc chwycić jej drobną dłoń, zbadać fakturę jej skóry, upoić się jej zapachem. Chociaż to było niezaprzeczalnie złe. Bardzo złe. Tęsknić i umierać każdym atomem ciała, z powodu braku kogoś takiego jak ona. To niepoważne i wynaturzone zachowanie. Złe, bardzo złe.
Mimo tych myśli nie mógł przestać na nią patrzeć. Jej klatka piersiowa unosiła się miarowo, włosy rozsypały się na białej poduszce, a wielkie oczy ukryte pod powiekami, stale się poruszały. Zastanawiał się o czym śni. Niektórzy ludzie wierzą, iż osoby znajdujące się w śpiączce, są nadal świadome, jednak wolał, aby tak nie było. Nie chciał, żeby widziała jego strach, czułość, pojedynczej łzy, która upadła na pościel, pocałunku w czoło, troski z jaką gładził jej dłonie. Chciał, aby się obudziła, niczym z bardzo męczącego snu i zapomniała o wszystkim co się wydarzyło przez ostatni rok. Włącznie z sobą samym. Bo w tej chwili, zaraz po widmie śmierci, największym zagrożeniem był on sam. On i jego uczucia bez interpretacji, bez zrozumienia, bez ujścia. Które powstały znikąd i trwały coraz to potężniejsze i bardziej władcze, a któż wie, do czego może to ich zaprowadzić? Może zagubi się w opętańczym biegu uczuć i zapragnie ją skrzywdzić?
Tak jak ociec matkę?

Można powiedzieć, że w momencie, gdy przez jego myśli, zwinnie przemknęło wspomnienie domu i wszystkich jego cech, równocześnie odgadł, co powinien zrobić.

***

-Harry, spójrz – krzyknęła Ginny, wbiegając do salonu w piżamie w pufki. W dłoni dzierżyła Proroka Codziennego i wymachiwała nim, jakby zamierzała zabić naraz tuzin much – Tu piszą, o zniknięciu Cravena – wskazała na ogromny nagłówek na pierwszej stronie – „Dziś o poranku, do naszych reporterów, dotarły szokujące wieści. Obecny Minister magii, Evan Craven, zaginął zaledwie kilka godzin wcześniej. Nic nie wiemy o okolicznościach zaginięcia, jednak specjaliści zajmują się przesłuchiwaniem pracowników. Czyżby Minister udał się na niezapowiedziane wakacje?” - przeczytała ruda, po czym spojrzała na Pottera.
-Jeszcze nic nie wiedzą, ale to kwestia czasu. Lizzy zapewne już złożyła zeznania, tylko nic nie przeciekło. Po prostu nie chcą robić afery – mruknął okularnik, tuląc dziewczynę.
-Tak bardzo bym chciała, żeby wszyscy po prostu zapomnieli, że zjawiliście się kiedykolwiek w Ministerstwie – mruknęła, wtulając twarz w miękką szatę chłopaka.
-To jest całkiem udana myśl Ginny. Gdyby Dumbledore żył, nie byłoby sprawy z ministrem


***


Leciał. Kosztowało go to wiele namawiań i starań, ale już po dziesięciu godzinach, od wlecenia do Hogwatru na miotle, wylatywał z niego w ten sam sposób. Był nieco zmęczony, lecz szybsze zdobycie lekarstwa, oznaczało większe szanse życia, dla Hermiony. Przeleciał dobre sto kilometrów, gdy obniżył lot i niemalże nie zatrzymując się, wleciał przez okno wraz z szybą, która rozbiła się na malutkie kryształki, osadzając się wszędzie, nawet w jego włosach. Otrząsnął się ze szkła i rozejrzał po pokoju. Tak. Trafił bezbłędnie do gabinetu ojca. Pomieszczenie raczej ciemne, z rodzaju tych mrocznych, gdzie siedzą najwięksi ojcowie mafii. Lucjusz miał wysokie aspiracje, jak na byłego śmierciożercę – dezertera. Wszystkie cztery ściany zastawione były regałami, na których mościły się grube tomiska, zawierające wszelkie informacje prawne, historyczne, ważne zaklęcia i wszystko czego potrzeba, aby osiągnąć wielkość. Kolejny dowód na manię wielkości. Przez środek gabinetu ciągnął się stół, przy którym ojciec negocjował z urzędnikami, przedsiębiorcami i potężnymi magami. Draco położył miotłę na mahoniowy blat i udał się w stronę sekretarzyka, na którym piętrzyły się pergaminy, dokumenty, stały pióra z kałamarzami i błyszczały spinki do mankietów.
Otworzył szufladkę ukrytą w większej szufladzie i wyjął jedną z najbardziej strzeżonych przez ojca rzeczy. Małe sosnowe pudełeczko zawierające najrzadsze magiczne nasionka, liście, łodygi i kwiaty. Na malutkich, plastikowych foliach, widniały staranne napisy z nazwami roślin. Gdy znalazł liście Hayatu, pośpiesznie schował całą resztę i już chwytał miotłę i podchodził do okna, gdy usłyszał piszczenie kółek, a zaraz potem drzwi uchyliły się. Lucjusz zmierzył swego syna zimnym wzrokiem.
-Cześć tato – przywitał się z cieniem kpiny w głosie.
-Co tu robisz? Czy drzwi wydają się być zbyt staroświeckie? Bo za moich czasów to właśnie nich używano. Nie okna – rzekł ze swym zwyczajnym lekceważeniem.
-Wpadłem po coś – mruknął Malfoy junior, nie zważając na przytyki.
-Po co? Podręcznik dobrych manier? Nie tak, słowo daję, nie tak cię wychowałem – burknął Lucjusz z oburzeniem. W jego mniemaniu, syn powinien już dawno stać prosto, odpowiadać całymi zdaniami.
-Ty mnie nie wychowałeś. Ty mnie tresowałeś. Raz na jakiś czas – rzekł Draco dobitnie, jednak ojciec swoim zwyczajem, zbył jego słowa machnięciem reki i milczeniem.
-Więc to ty. Tak też podejrzewałem – powiedział wskazując dłonią na naszyjnik, którego Draco nie zdążył zdjąć odkąd Derwisz odmówił takiej formy zapłaty. Automatycznie schował go za koszulę, jednak to rzuciło ostateczne światło na jego winę – Nie zdradzę jedynego dziedzica., ale mógłbyś być ostrożniejszy – wytknął mu straszy mężczyzna, poprawiając krawat. Podjechał swym wózkiem do stołu, na którym leżała miotła, po czym wziął ją w dłonie.

-Iskra 800 – odczytał napis na trzonku – Co się stało z tym, co dostałeś rok temu? - zapytał lakonicznie, badając okiem znawcy, strukturę drewna.
-Jeszcze nie używałem. Jest zbyt charakterystyczny – odpowiedział syn, następnie odebrał z rąk Malfoya seniora, swą miotłę i wyleciał przez okno. Drugie okno – tak dla lepszego efektu.
Czuł się tak niepowtarzalnie wolny. Po raz pierwszy nie okazywał szacunku, na który nie zasłużył i nie bał się tego mężczyzny. Czuł się pewny siebie, dojrzały i zupełnie niezależny, chociaż mogło być to jedynie złudzenie - było warte.

13 komentarzy:

  1. muahaha, jestem pierwsza :D
    fajnie się czytało, w szczególności ten fragment "rozmowa kocicy z fretką" i wlatywanie i wylatywanie Malfoya juniora przez okna :P Żal mi trochę Hermiony. Ale mam nadzieję iż Draco wziął poprawny składnik [bo biorąc pod uwagę to jaki był rozkojarzony, mógł wziąć wszystko xd nie żeby coś.. xd] i pomoże to Mionie.
    Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam, Elisse z my-world-sweetheart. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękować, dziękować ^.^
      Co do rozkojarzenia Draco, to rzeczywiście mógł coś pokićkać, ale bądźmy dobrej myśli :3
      Postaram się wyrobić w ciągu tygodnia z nowencją, ale nic nie obiecuję :-)
      Pozdrawiam
      Never

      Usuń
  2. Rozdział jest Świetny, już nie mogę się doczekać kolejnego odcinka... Mam nadzieję, że jednak przeżyje:PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popiszemy, zobaczymy :3
      Postaram się streścić, ale nie będę na sobie wymuszać, bo nigdy nic dobrego nie wychodzi ze zmuszania :)

      Usuń
  3. Jestem pod dużym wrażeniem Twojego talentu. W fantastyczny sposób przekształcasz emocje w słowa, a słowa w emocje. Z przyjemnością czytam Twoje teksty, ale w ich odbiorze przeszkadzają literówki, które zdarza Ci się popełniać. Myślę, że powinnaś poszukać bety. Jeżeli nie znajdziesz nikogo, ja z przyjemnością Ci pomogę.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem fajne opowiadanie. Draco wielkim kumplem z Ronem i Harrym… Jakoś nie mogę się jeszcze do tego przyzwyczaić. Moja wyobraźnia tego nie pojmuję… :p Ronald odrzucający Hermionę. Przecież on lepszej dziewczyny od niej nie znajdzie. Co on? No głowę upadł? Ciekawy pomysł z tymi ‘Trzema…’(Sorki, ale wyleciało mi z głowy.) Czekam na dalsze rozwinięcie tego wątku. Draco i Hermiona. Jak dla mnie za szybko to wszystko poszło. Umknęli mi rodzice Hermiony. Co się z nimi stało? Gdzie są? Czekam na kolejny odcinek. Tak to w porządku. Miło się czyta.
    Nie obraź się za krytykę, ale taka już jestem.
    Życzę weny.
    Catalleya Carmen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla jednych krytyka, dla innych zachęta do pracy :)
      Lubię uczciwą krytykę, jest bardzo budująca.
      No nie wiem, czy Draco koniecznie kumpluje się z Ronem i Harrym, ale na pewno muszą współpracować i jakoś się dogadywać. Co do rozstania Hermi z Mon-Ronem, to mój zamysł był taki, iż Roniaśny przestał ją kochać. Tak po prostu, bo dorósł, bo zaczął pracować jako auror. Zresztą niedługo będzie jakieś tam wyjaśnienie :)
      Z tym całym Dramione, to możliwe, że się pośpieszyłam, ale mam jeszcze czas pokomplikować to wszystko.
      Matko, aleś ty ciekawa :3 Rodzice Hermiony zostaną wyjaśnieni, ale wszystko po kolei :D
      Cieszę się, że miło się czyta, bo własnie o to mi chodzi :)

      Pozdrawiam i całuję
      Never

      Usuń
  5. Dramionowe wątki zawsze spoko <3
    Ale Lucek dostał ^^ Okna były dobre. A co się będę przejmował! ;D Fajne, fajne. Herm szkoda, bo nudno bez niej. Nie chodzi mi o fabułę, jest ciekawa. Raczej o życie :>
    Uroczy Draco w Szpitalnym. Dziwne, jak na niego, ale słodkie ;3
    Pzdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okna pisałam tak w pełni spontanicznie i cieszę się, że przypadły do gustu :D Zrobię coś z Hermi - obiecuję :3
      Własnie tak zastanawiałam, czy nie jest on zbyt słodziaśny, ale skoro pasuje to w tym momencie jestem happy i nic więcej nie mówię.
      Pozdrawiam
      Tajemnicza vel Never

      Usuń
  6. To opowiadanie jest jednym z najlepszych Dramione jakie do tej pory czytałam.
    Naprawdę już od pierwszego rozdziału akcja wciągneła mnie do tego stopnia,
    że nie oderwałam się do tekstu póki nie przeczytałam wszystkich rozdziałów.
    Pomysł na historię-jak najbardziej cudowny i oryginalny, nigdzie indziej nie
    znalazłam czegoś podobnego co w jakiś sposób mogło by przypominać twoje opowiadanie.
    Bohaterowie również jak najbardziej przypadli mi do gustu.
    Świetnie ukazałaś ich charaktery i lekkie zmiany jakie w nich zaszły po wojnie,
    a także emocje i uczucia poszczególnych postaci przedstawiasz naprawdę w mistrzowski sposób wprost jestem oczarowana!.
    Jeśli chodzi o samo Dramione to jestem jak najbardziej za.
    Przede wszystkim dlatego,że nigdy do końca nie pogodziłam się z tym,że Rowling połączyła Hermionę z Ronem,jak dla mnie oni po prostu do siebie nie pasują,
    na krótką metę owszem,ale nie wyobrażam sobie by tych dwoje miało o czym ze sobą
    rozmawiać. Spójrzmy prawdzie w oczy Hermiona jest inteligentną,bystrą i oczytaną osobą
    a Ron to po prostu...hm Ron,jeśli wiesz o co mi chodzi:).
    Dlatego tym bardziej miło czyta mi się twojego bloga w którym w tak dobry sposób
    opisujesz Dramione. Ich znajomość rozwijała się powoli, mogli na siebie liczyć i mieli
    w sobie wsparcie, do tego powojenna rzeczywistość. To musiało ich do siebie zbliżyć.
    Podoba mi się twój Draco,naprawdę,ukazałaś go jako osobę pewną sprzeczności.
    Zdaje sobie sprawę,że czuje coś do Hermiony jednocześnie bojąc się to ujawnić,
    ze względu na jej dobro, jednym słowem toczy bitwę sam ze sobą, jest rozdarty,
    ale mimo jego czasami irytującego trudnego,charakteru w gruncie rzeczu to dobry chłopak,który boi się otworzyć przez co jest tak zagubiony.
    Teraz czekam na przebudzenie Hermiony, mam nadzieję,że po tak długiej rozłące wreszcie
    będą mieli czas dla siebie.
    Do następnego!
    Pozdrawiam

    Lilia

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy pojawi się nowy rozdział?


    BETI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już napisany, czekam na zwrot od bety :3

      Usuń