niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 20



Wybaczycie mi poślizg?
"Taaak!" - odpowiada tłum w mojej głowie :D
No to do dzieła! Wybaczajcie! :3

Rozdział 20


"Piętno dzieciństwa-
ciągłe udowadnianie,
że jestem coś wart"

-Autor nieznany


O świcie powitał go wdzięczny widok całej, zdrowej, a na dodatek głęboko śpiącej Hermiony. Przespał zdecydowaną większość nocy oparty plecami o ścianę naprzeciw łóżka. W zasadzie nie zamierzał zasypiać, lecz zmęczone wielogodzinną jazdą oczy, domagały się odpoczynku.
Zatem wstał cicho niczym kot i postanowił wysłać patronusa z wiadomością do Pottera. Mieli spotkać się za dwa dni, ale żadne z nich, prócz Draco nie znał miejsca, ani czasu. Oddalił się więc od motelu w znajdujące się za budynkiem pola. Nie chciał zostawiać jej samej, lecz jak zareagowałby jakikolwiek mugol, widząc równie fizycznego co duch, świecącego posłańca?

To jedyna droga, aby przekazać taką wiadomość, ale pozostawała niepewność, czy uda się komuś takiemu jak on, przywołać jedną z tych jakże nielicznych dobrych chwil? Zamknął oczy i starał się skupić. Gdy tylko usiłował nie myśleć o niczym złym, jego umysł na nowo odtwarzał jego ostatnie morderstwo. Wyjaśnienia, wytłumaczenia nie były lekarstwem. Nie wiedział, jak może się od tego uwolnić. Poczuł słabość. Owładnęła go bez reszty. Nagle zaczął wątpić, czy uda mu się uratować chociażby Hermionę. Kiedykolwiek uciec od tego okrętu idącego prostą drogą na dno. Wtedy pojawiło się znienacka, owładnęło całym jego umysłem. Przypomniał sobie ten moment, gdy trzymając w ramionach Hermionę, która nie oddychała od chwili, wreszcie zauważył unoszącą się lekko klatkę piersiową.
Zdał sobie sprawę z tego, że te wszystkie straszne sny, ogół emocji bez zrozumienia rodził się z rzeczy równie naturalnej, co oczywistej jak świt po nocy. Była wszystkim co miał. Wszystkim co znaczyło jego życie, co wyrażało jego jestestwo. Bez niej, byłby nikim. Nie chciał by tak się stało. Naprawdę nie chciał jej obciążać tak potwornym ciężarem. Znał to uczucie. Matka obdarzyła go tym samym, czyniąc go niewolnikiem zatrutego gniazda, chorego domu. Dlatego nie pisnął dotąd słówka, starając przegnać w sobie te uczucia.
Ujął różdżkę w dłoń i wyszeptał ledwie słyszalne zaklęcie. Przed nim pojawił się w błękitnej poświacie wizerunek maleńkiego zwierzątka, szalenie trzepoczącego skrzydełkami. W obłoku światła, był ledwie widoczny. Po chwili odleciał.
-Koliber – usłyszał za sobą. Odwrócił się spokojnie, czując przypływ adrenaliny. Stała po kolana w dzikich trawach i spoglądała na niego spod uniesionych brwi. Zauważył, iż trzymała w dłoni cienką różdżkę z krzewu czarnego bzu z łuską gorgony w rdzeniu. Zawsze trzymał ją jako zapas, a teraz uznał, iż pasuje idealne do jej oczu. To głupie, pomyślał, jestem niezrównoważony.
-Widzę, że już przeszukałaś moje rzeczy – zauważył ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Wydawała się odrobinę zmieszana, lecz skrywała to dzielnie, choć nieskutecznie.
-Po prostu szukałam jakichś rzeczy. Mam nadzieję, że się nie gniewasz – rzekła mrużąc oczy przed porannym słońcem i wskazując na swój ubiór. Istotnie prezentowała się nie najgorzej, choć ubrania ewidentnie były nieco zbyt duże i na dodatek męskie. Ubrała jedyny T-shirt, który był za mały dla jego właściciela i tym samym nie wymagał korekty, by być odpowiednim dla niej. Był on ciemnozielony, a na przedzie widniało godło Slytherinu Krańce wcisnęła w czarne spodnie, które transmutowała w nieco mniejszy rozmiar, co również uczyniła z trampkami, w których przyszło jej człapać poprzedniego dnia. Ogólnie prezentowała się praktycznie w ukrywającym jej kształty ubiorze. Gdyby zobaczył ją w innych okolicznościach, pomyślałby, że wybiera się na przechadzkę po lesie.
-Wyglądasz o wiele mniej chudo – rzekł z uśmiechem, zbliżając się do niej. Odpowiedziała uśmiechem.
-Więc musisz mnie nakarmić. Padam z głodu. Będzie śniadanie, prawda? - mówiła, gdy wracali do hoteliku. Wreszcie padło pytanie, którego się nie spodziewał.
-O czym pomyślałeś, gdy czarowałeś?
-O Quidditchu – rzekł bez zastanowienia, zbyt szybko, by wyglądało to naturalnie. Westchnęła teatralnie.
-Wszyscy tak mówicie. Mężczyźni, chłopcy, mężowie, dziadkowie, uczniowie, nauczyciele...
-Pytałaś nauczycieli? - zapytał sprytnie.
-Wiesz o co chodzi. Chciałam po prostu wiedzieć, co czyni cię szczęśliwym – mruknęła brocząc w roślinności polnej. Ty, chciał rzec.
-Chciałbym ci powiedzieć, ale mogłoby to wydać ci się przerażające – odrzekł.
-Więc to musi być jakaś tajemnica. Coś związanego z Pancy? - zapytała kryjąc ciekawość.
-Z kim? Nie, skąd ten pomysł?
-Pomyślałam, że musi ci jej brakować – odpowiedziała z rumieńcami zażenowania na twarzy. Dobrze było widzieć kolory na jej twarz. Uśmiechnął się do niej szeroko. Przez moment pomyślał, że nigdy dotąd nie słyszał u niej podobnych pytań, ani nigdy dotąd nie zdawała się równie spięta, przy tak luźnej rozmowie. Przez myśl przeszło mu szalone wyjaśnienie, jakoby była najzwyczajniej zazdrosna, jednak zaraz skreślił taką odpowiedź.
-Pansy była dla mnie kimś, kto poprawiał moje ego, dopóki był w stanie tego dokonać ktokolwiek – odrzekł smętnie. Nadal widział w wyobraźni jej czarne, wystraszone oczy, gdy zrozumiała, iż teraz stoi przed nią potwór, nie chłopiec, który pozwalał jej z sobą przebywać. To było podczas wojny, a teraz? Teraz był starszy o raz dwa...
Dwa miliardy lat. Dłużej niż wieczność.
-Rozumiem – odpowiedziała. Nie – pomyślał – nie rozumiesz. Cieszył się, że Hermiona nie zna tego uczucia. Jeżeli posmakowałaby tych goryczkowatych emocji, nie byłaby taka jak wcześniej. Byłaby obcą osobą. Obca Hermioną. Była by kimś, a raczej czymś takim jak on.

Hotel opuścili w pośpiechu. Taunus czekał na nich wciąż dumny i wciąż sprawny. Nadgarstek dziewczyny, który został wytrącony zaczął jej dokuczać, ale nie skarżyła się i jedynie starała się uśmierzyć ból, by stał się znośny. Słyszała, że Draco jest bardzo dobry w zaklęciach uzdrawiających, ale nie chciała sprawiać większego problemu, niż była przez ostatni czas. Nie pytała, dokąd jadą, ale ten sam uczuł potrzebę poinformowania jej.

-Chciałem tego uniknąć, ale mamy za mało pieniędzy i musimy porządnie zająć się twoimi ranami. Do tego brak mi kilku rzeczy. Obiecuję, że nie potrwa to długo. Musimy wjechać do posiadłości ojca – rzekł i wlepił ostry wzrok w drogę. Zdawał się zdenerwowany.
-W porządku – odpowiedziała skulona na fotelu. W zasadzie teraz najbardziej chciała znaleźć się przy Harrym i móc mu wszystko opowiedzieć, podzielić się spostrzeżeniami, ale jeżeli przerwa w trasie była konieczna, nie miała zamiaru protestować.
-Naprawdę? Wiedz, że nie prosiłbym cię, gdyby nie było to absolutnie potrzebne – zapewnił, ale panna Granger już wpatrywała się nieobecna w przestrzeń za oknem. W takich momentach wyglądała na martwą. Jej usta nie wyrażały emocji, a przygaszone oczy zdradzały raczej nostalgię, niż zamyślenie. Zastanawiał się, czy w jej umyśle grasują straszne wspomnienia, przed którymi nie potrafił jej uchronić, czy słyszy echo własnego krzyku? Bał się demonów, których nie widział, z którymi nie może walczyć.



Harry ostro skręcił w lewo, a Ron zanurkował po czym odbił pionowo ku górze. Od kilku minut próbowali zgubić pościg. Odczuwali zmęczenie i strach, nie mogli się dłużej bronić. Różdżki wypadały im z rąk, zaklęcia uciekały z języka. Harry podleciał do Rona dostatecznie blisko, by ten go usłyszał.

-To nie ma sensu. Wymęczą nas i załatwią. Poddajmy się, a gdy zejdą na ziemię, zaczniemy atakować – zapowiedział przyjaciel.
-Zwariowałeś!? Przecież mają przewagę. Dziesięciokrotną!
-Mamy wyjście? Przecież teraz jesteśmy jedynie ruchomym celem. Musimy działać – mówił z przekonaniem i desperacją, Potter.
-Może kiedyś ci to mówiłem, ale zabiję cię Harry, jeżeli przez ciebie zginiemy! - mimo sytuacji okularnik uśmiechnął się. W momencie, gdy spostrzegł, jak Ron bezwładnie spada z miotły, poczuł rażący ból. Potem było tylko ciemniej.

W ciemności wołał i krzyczał, krzyczał wołając. Wreszcie zaczął się przebudzać. Najpierw poczuł twardą i zimną ziemię pod sobą oraz zapach wilgotnej trawy. Potem usłyszał kilka głosów. Ostry ból rozdzierał czaszkę na ćwierci. Czuł się, jakby spadł z miotły... Zaraz, zaraz. Przecież on SPADŁ z miotły. Spróbował otworzyć oczy, ale powieki opadły po kilkukrotnych staraniach. Jęknął zrezygnowany.

-Patrz, budzi się – usłyszał czyiś głos, zdecydowanie zbyt blisko siebie.
-Ano widzę, leć po Arrowa – odpowiedział drugi głos, zdecydowanie straszy i spokojniejszy. W dale słychać była narastające zamieszanie. Harry zastanawiał się jak wielu jest ludzi i co z młodym Weasleyem.
-Panie Potter, czy słyszy mnie pan? - usłyszał czyiś głos tuż nad sobą. Tym razem otworzył oczy siłą. Zabolało. To było zupełnie jak rozpruwanie zaszytej skóry. Skrzywił się, dostrzegając masę osób nad sobą. - Na miłość boską, podnieście go. No odsuńcie się, przecież chłopak musi czymś oddychać – zarządził głęboki męski głos, który wzbudzał autorytet, lecz nie podszyty strachem. Gdy usadzono go, wreszcie mógł zrozumieć co się dzieje. Gdy natrafili na pościg, lecieli nad polami, więc naturalnie spadając, musiał być na właśnie takim polu. Dookoła rozstawiono identyczne namioty, a on sam siedział na obalonym drzewie.
-Co tu się dzieje? - zapytał zdezorientowany.
-Och, nic takiego. Bardzo przykro mi, że poznajemy się dopiero teraz, ale był pan w moim oddziale przez ostatnie miesiące. Jestem kapitan Abraham Arrow. Możesz mi mówić po prostu Arrow – rzekł wyciągając do niego dłoń.
Chłopak potrząsnął nią niepewnie.
-Jestem Harry Potter. Możesz mi mówić Potter, ale wolałbym Harry – odpowiedział po chwili wahania. Mężczyzna zaśmiał się serdecznie. Miał bardzo głęboki i ciepły śmiech. Wyglądał na miłego, ale coś tu się nie zgadzało.
Miał mocno zarysowany podbródek i kilkudniowy zarost. Nad gładkim czołem sterczały złociste kosmyki kilkucentymetrowych włosów. Brązowe oczy wyrażały inteligencję i coś co obserwował tylekroć u Hermiony.
Miał dobrze zbudowane opalone ramiona opięte służbowym podkoszulkiem z znajomym logo. Biuro Aurorów.
-Jestem ciekawy, czy wiesz dlaczego was goniliśmy – wypowiedział Arrow, a Harry nabrał jedynie pewności. Poczuł jak włoski jeżą mu się na karku.
-Tak, wysłał was Minister. Jesteśmy martwi prawda? - ponownie rozległ się głęboki śmiech.
-Minister nie żyje, a ty chłopcze dobrze o tym wiesz. Nie jesteśmy tu z rozkazu żadnego ministra, polityka ani kogokolwiek podobnego – poinformował.
-Więc czego chcecie? - zapytał zdezorientowany.
-Chcemy, żebyś ty i twoi przyjaciele przyłączyli się do nas – oznajmił oficjalnie. - Chcemy raz i porządnie uwolnić Ministerstwo od jakiegokolwiek wpływu z zewnątrz. Załatwić pozostałe dwie głowy zakonu – zakończył mrocznie.
-Zaraz, zaraz... CZEGO? - Potter czuł się jakby spał o wiele za długo.
-A więc pozwolisz, Potter, że wszystko ci wytłumaczymy...


Hermiona myślała. Pierwszy raz od dłuższego czasu miała chęć analizować wszystko co się wydarzyło. Wrócić do dawnych nawyków. Myśleć, myśleć, myśleć. Wydarzyło się wiele – owszem, ale przecież nawet po miesiącach tortur i niegodnego traktowania, nie ugięła się, nic nie złamało jej ducha. Chociaż przez moment myślała, że jest inaczej, teraz odżyła. Odważnie nabierała powietrza w płuca, unosiła podbródek w geście dumy, mimo godnego pożałowania położenia i – co najważniejsze – chciała działać. Powoli układała wszystko w swej głowie, krok po kroku. Powoli i żmudnie. Wiedziała już niemal wszystko.
Miała nawet wrażenie, że wie o wiele więcej, niż przed wszystkimi wydarzeniami ostatnich miesięcy. Dostrzegała szczegóły, pomijała to co nieistotne i chyba rozgryzła tego przedziwnego człowieka, z którym tyle przeżyła. Jednak nie była jeszcze gotowa odbywać z nim rozmów. Tak wiele podejrzewała, tak wiele niemal wiedziała, ale... Wraz z nową wiedzą nadchodzą nowe jej cienie, nowe obawy, nowe sytuacje.

-Draco.
-Słucham? - usłyszała zmęczony głos i pomyślała, że chciałaby umieć prowadzić.
-Ja chyba wiem po co mnie... Po co mnie porwano – zagryzła wargę. Teoria była coraz mniej prawdopodobna, im więcej wypowiadała słów.
-Cały czas o tym myślisz? - nie ukrywał zdziwienia i niezadowolenia. Wolał te chwile gdy spała z głową opartą o szybę i uśmiechała się do sennych mar.
-Tak. To znaczy, nie tylko. Po prostu zastanawiałam się i...
-I? - dociekał.
-Myślę, że nie chodziło im o mnie, ani nawet o informacje, o które mnie dopytywali. Bo przecież zakon cały czas wiedział gdy jest Harry, co robi, co jada. Wszystko. Chodziło im tylko o jedną rzecz...
-Żeby Potter się zbuntował – dokończył za nią. Ta przytaknęła żywo, gdy zrozumiała, że nie jest jedyna, że przypuszczeni nie są błędne.
-Więcej. Nie mogliby go zabić – to oczywiste, ale jak łatwo byłoby go wysłać na misję samobójczą, jak łatwo byłoby po prostu go sprzątnąć. Jak przeszkodę, jak nic. Tyle, że nikt nie podejrzewał, że Minister zginie... - dodała. - Ty mi, Draco, nie mówisz całej prawdy. Coś tu się nie zgadza. Kto go zabił? Jak do mnie trafiliście? Nie licząc wskazówek dla Ginny, nie mieliście żadnych poszlak. Nic. Już nie chodzi o ciebie, ale musisz mi powiedzieć CAŁĄ prawdę. To bardzo ważne.
No i pięknie! Ta dziewczyna była niemożliwa! Najpierw ledwo kontaktowała ze światem, potem przechodziła etap oswajania, a teraz zarozumiale deklamowała swe oskarżenia!

-Skąd pomysł, że w ogóle cokolwiek ukrywam? Może to wszystko ci się zdaje? Wiele przeżyłaś i... - jego starania szły na marne.
-Jesteś strasznie niepewny i niezdecydowany. Ciągle lawirujesz między prawdą, a kłamstwem. Chcesz coś powiedzieć, ale stale wybierasz wygodniejsze drogi. Jesteś człowiekiem ucieczki, Draco Malfoyu! - rzuciła w prost. Zechciała umrzeć, gdy zobaczyła jak jego oczy ciemnieją.
-Skąd wiesz kim jestem!? - krzyknął, zaciskając pięści na kierownicy. - Obliczyłaś to?! Wyczytałaś?! Nic, absolutnie nic o mnie nie wiesz – te słowa dokonały czegoś strasznego. Nagle poczuli się tak, jakby nie było ostatniego roku. Jakby ich – jeszcze przed wojną – ktoś złośliwie umieścił w jednym samochodzie, aby pozabijali się nawzajem. Hermiona poczuła palące łzy, a coś ciężkiego ugrzęzło jej w gardle. Co właściwie tak go rozgniewało? Co skłoniło ją, by udawała wszystko wiedzącą?

Zapadła głęboka, brzęcząca cisza. Draco odetchnął głęboko. A przecież tak bardzo chciał, by nie przejmowała się niczym! Był głupi myśląc, że można tego dokonać. To tak jakby zabić w dzikiej sarnie wolę biegu.
-Zaraz będziemy na miejscu – rzekł jedynie. Na miejscu – czyli tam, gdzie został wychowany. Tam, gdzie raz po raz mówiono mu kim jest, kim ma być, kim powinien zostać. Gdzie nie pytano o nic, gdzie liczył się respekt, chłód i opanowanie. Gdzie nikt nie liczył się ze słabym, samotnym chłopcem, który miał zostać kimś wielkim.  

16 komentarzy:

  1. Wreszcie nowy rozdział! Jak zwykle świetny. Szkoda, że Draco i Hermiona się pokłócili. W sumie Draco powinien powiedzieć jej prawdę... Czekam na następny rozdział, mam nadzieję, że pojawi się szybko ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      Oj tam zaraz pokłócili...
      Ja również! :3

      Usuń
  2. AAAA !
    wreszcie nowy rozdział! :D
    kobieto, ja umierałam, codziennie zaglądając tu xd
    rozdział- nie wierze że tak długi :o chociaż mimo wszystko mógłby byc dłuższy xd
    i świetny wogóle! warto było czekać ale nie zostawiaj nas juz na tak długo :3
    kurde, o co chodzi temu Arrowi :/ i nie wiem czy on jest po tej dobrej stronie czy złej.
    ale chyba złej xd
    nie rozumiem :D

    idę spac xd
    Dobranoc xd

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzielna M. dałaś radę :3
      Hah, żebym sama wiedziała... :>

      Usuń
  3. Wyczekiwałam cierpliwie kolejnego rozdziału i nareszcie się doczekałam:)
    Nieodmiennie zaskują mnie relacje między Hermioną a Draco.
    Zastanawiam się jak długo ślizgon zamierza kryć przed dziewczyną swoje prawdziwe uczucia. Poza tym ciekawi mnie czy zdobędzie się na odwagę i wyjawi jej kto stoi za zabójstwem Ministra. W końcu gryfonka to sprytna bestia i w pewnym momencie zdoła skojarzyć fakty i połączyć je w logiczną całość. Poza tym, intryguje mnie ich wizyta w posiadłości Malfoya seniora. I jak na ich odwiedziny zareaguje pan domu?
    I co stanie się z Harrym?
    Jak zwykle mam wiele pytań,ale mam nadzieję,że na odpowiedzi nie będę musiała zbyt długo czekać, i w miarę swoich możliwości dodasz niedługo kolejny tak fantastyczny rozdział.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo dziękuję za cierpliwość :3
      Sama siebie zaskakuję, szczerze mówiąc.
      Postaram się zrobić to jak najsprawniej, ale co z tego wyjdzie, tylko szkoła wie ;)

      Usuń
  4. booooooski ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. oooch. czemu tak krótko? tylko tyle mogę powiedzieć, bo poza tym jest super <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Idealny <3
    Ludzie co tak mało komentarzy? :/
    Jeszcze nam Never w depresję popadnie ze tak malo komentarzy jest :c
    Komentujcie ludzie ! Komentujcie !

    Już mowilam ze kocham twojego bloga? xd <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział! czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zakochalam sie *.*
    Jakie to cudowne uczucie <3
    W twoim blogu oczywiscie :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekamy niecierpliwie na nowy rozdział:D

    OdpowiedzUsuń