.jpg)
Wybaczycie mi poślizg?
"Taaak!" - odpowiada tłum w mojej głowie :D
No to do dzieła! Wybaczajcie! :3
"Taaak!" - odpowiada tłum w mojej głowie :D
No to do dzieła! Wybaczajcie! :3
Rozdział 20
"Piętno dzieciństwa-
ciągłe udowadnianie,
że jestem coś wart"
-Autor nieznany
że jestem coś wart"
-Autor nieznany
O
świcie powitał go wdzięczny widok całej, zdrowej, a na dodatek
głęboko śpiącej Hermiony. Przespał zdecydowaną większość
nocy oparty plecami o ścianę naprzeciw łóżka. W zasadzie nie
zamierzał zasypiać, lecz zmęczone wielogodzinną jazdą oczy,
domagały się odpoczynku.
Zatem
wstał cicho niczym kot i postanowił wysłać patronusa z
wiadomością do Pottera. Mieli spotkać się za dwa dni, ale żadne
z nich, prócz Draco nie znał miejsca, ani czasu. Oddalił się
więc od motelu w znajdujące się za budynkiem pola. Nie chciał
zostawiać jej samej, lecz jak zareagowałby jakikolwiek mugol,
widząc równie fizycznego co duch, świecącego posłańca?
To
jedyna droga, aby przekazać taką wiadomość, ale pozostawała
niepewność, czy uda się komuś takiemu jak on, przywołać jedną
z tych jakże nielicznych dobrych chwil? Zamknął oczy i starał się
skupić. Gdy tylko usiłował nie myśleć o niczym złym, jego umysł
na nowo odtwarzał jego ostatnie morderstwo. Wyjaśnienia,
wytłumaczenia nie były lekarstwem. Nie wiedział, jak może się od
tego uwolnić. Poczuł słabość. Owładnęła go bez reszty. Nagle
zaczął wątpić, czy uda mu się uratować chociażby Hermionę.
Kiedykolwiek uciec od tego okrętu idącego prostą drogą na dno.
Wtedy pojawiło się znienacka, owładnęło całym jego umysłem.
Przypomniał sobie ten moment, gdy trzymając w ramionach Hermionę,
która nie oddychała od chwili, wreszcie zauważył unoszącą się
lekko klatkę piersiową.
Zdał
sobie sprawę z tego, że te wszystkie straszne sny, ogół emocji
bez zrozumienia rodził się z rzeczy równie naturalnej, co
oczywistej jak świt po nocy. Była wszystkim co miał. Wszystkim co
znaczyło jego życie, co wyrażało jego jestestwo. Bez niej, byłby
nikim. Nie chciał by tak się stało. Naprawdę nie chciał jej
obciążać tak potwornym ciężarem. Znał to uczucie. Matka
obdarzyła go tym samym, czyniąc go niewolnikiem zatrutego gniazda,
chorego domu. Dlatego nie pisnął dotąd słówka, starając
przegnać w sobie te uczucia.
Ujął
różdżkę w dłoń i wyszeptał ledwie słyszalne zaklęcie. Przed
nim pojawił się w błękitnej poświacie wizerunek maleńkiego
zwierzątka, szalenie trzepoczącego skrzydełkami. W obłoku
światła, był ledwie widoczny. Po chwili odleciał.
-Koliber
– usłyszał za sobą. Odwrócił się spokojnie, czując przypływ
adrenaliny. Stała po kolana w dzikich trawach i spoglądała na
niego spod uniesionych brwi. Zauważył, iż trzymała w dłoni
cienką różdżkę z krzewu czarnego bzu z łuską gorgony w
rdzeniu. Zawsze trzymał ją jako zapas, a teraz uznał, iż pasuje
idealne do jej oczu. To głupie, pomyślał, jestem niezrównoważony.
-Widzę,
że już przeszukałaś moje rzeczy – zauważył ze złośliwym
uśmieszkiem na ustach. Wydawała się odrobinę zmieszana, lecz
skrywała to dzielnie, choć nieskutecznie.
-Po
prostu szukałam jakichś rzeczy. Mam nadzieję, że się nie
gniewasz – rzekła mrużąc oczy przed porannym słońcem i
wskazując na swój ubiór. Istotnie prezentowała się nie
najgorzej, choć ubrania ewidentnie były nieco zbyt duże i na
dodatek męskie. Ubrała jedyny T-shirt, który był za mały dla
jego właściciela i tym samym nie wymagał korekty, by być
odpowiednim dla niej. Był on ciemnozielony, a na przedzie widniało
godło Slytherinu Krańce wcisnęła w czarne spodnie, które
transmutowała w nieco mniejszy rozmiar, co również uczyniła z
trampkami, w których przyszło jej człapać poprzedniego dnia.
Ogólnie prezentowała się praktycznie w ukrywającym jej kształty
ubiorze. Gdyby zobaczył ją w innych okolicznościach, pomyślałby,
że wybiera się na przechadzkę po lesie.
-Wyglądasz
o wiele mniej chudo – rzekł z uśmiechem, zbliżając się do
niej. Odpowiedziała uśmiechem.
-Więc
musisz mnie nakarmić. Padam z głodu. Będzie śniadanie, prawda? -
mówiła, gdy wracali do hoteliku. Wreszcie padło pytanie, którego
się nie spodziewał.
-O czym
pomyślałeś, gdy czarowałeś?
-O
Quidditchu – rzekł bez zastanowienia, zbyt szybko, by wyglądało
to naturalnie. Westchnęła teatralnie.
-Wszyscy
tak mówicie. Mężczyźni, chłopcy, mężowie, dziadkowie,
uczniowie, nauczyciele...
-Pytałaś
nauczycieli? - zapytał sprytnie.
-Wiesz
o co chodzi. Chciałam po prostu wiedzieć, co czyni cię szczęśliwym
– mruknęła brocząc w roślinności polnej. Ty, chciał
rzec.
-Chciałbym
ci powiedzieć, ale mogłoby to wydać ci się przerażające –
odrzekł.
-Więc
to musi być jakaś tajemnica. Coś związanego z Pancy? - zapytała
kryjąc ciekawość.
-Z kim?
Nie, skąd ten pomysł?
-Pomyślałam,
że musi ci jej brakować – odpowiedziała z rumieńcami
zażenowania na twarzy. Dobrze było widzieć kolory na jej twarz.
Uśmiechnął się do niej szeroko. Przez moment pomyślał, że
nigdy dotąd nie słyszał u niej podobnych pytań, ani nigdy dotąd
nie zdawała się równie spięta, przy tak luźnej rozmowie. Przez
myśl przeszło mu szalone wyjaśnienie, jakoby była najzwyczajniej
zazdrosna, jednak zaraz skreślił taką odpowiedź.
-Pansy
była dla mnie kimś, kto poprawiał moje ego, dopóki był w stanie
tego dokonać ktokolwiek – odrzekł smętnie. Nadal widział w
wyobraźni jej czarne, wystraszone oczy, gdy zrozumiała, iż teraz
stoi przed nią potwór, nie chłopiec, który pozwalał jej z sobą
przebywać. To było podczas wojny, a teraz? Teraz był starszy o raz
dwa...
Dwa
miliardy lat. Dłużej niż wieczność.
-Rozumiem
– odpowiedziała. Nie – pomyślał – nie rozumiesz. Cieszył
się, że Hermiona nie zna tego uczucia. Jeżeli posmakowałaby tych
goryczkowatych emocji, nie byłaby taka jak wcześniej. Byłaby obcą
osobą. Obca Hermioną. Była by kimś, a raczej czymś takim jak on.
Hotel
opuścili w pośpiechu. Taunus czekał na nich wciąż dumny i wciąż
sprawny. Nadgarstek dziewczyny, który został wytrącony zaczął
jej dokuczać, ale nie skarżyła się i jedynie starała się
uśmierzyć ból, by stał się znośny. Słyszała, że Draco jest
bardzo dobry w zaklęciach uzdrawiających, ale nie chciała sprawiać
większego problemu, niż była przez ostatni czas. Nie pytała,
dokąd jadą, ale ten sam uczuł potrzebę poinformowania jej.
-Chciałem
tego uniknąć, ale mamy za mało pieniędzy i musimy porządnie
zająć się twoimi ranami. Do tego brak mi kilku rzeczy. Obiecuję,
że nie potrwa to długo. Musimy wjechać do posiadłości ojca –
rzekł i wlepił ostry wzrok w drogę. Zdawał się zdenerwowany.
-W
porządku – odpowiedziała skulona na fotelu. W zasadzie teraz
najbardziej chciała znaleźć się przy Harrym i móc mu wszystko
opowiedzieć, podzielić się spostrzeżeniami, ale jeżeli przerwa w
trasie była konieczna, nie miała zamiaru protestować.
-Naprawdę?
Wiedz, że nie prosiłbym cię, gdyby nie było to absolutnie
potrzebne – zapewnił, ale panna Granger już wpatrywała się
nieobecna w przestrzeń za oknem. W takich momentach wyglądała na
martwą. Jej usta nie wyrażały emocji, a przygaszone oczy zdradzały
raczej nostalgię, niż zamyślenie. Zastanawiał się, czy w jej
umyśle grasują straszne wspomnienia, przed którymi nie potrafił
jej uchronić, czy słyszy echo własnego krzyku? Bał się demonów,
których nie widział, z którymi nie może walczyć.
Harry
ostro skręcił w lewo, a Ron zanurkował po czym odbił pionowo ku
górze. Od kilku minut próbowali zgubić pościg. Odczuwali
zmęczenie i strach, nie mogli się dłużej bronić. Różdżki
wypadały im z rąk, zaklęcia uciekały z języka. Harry podleciał
do Rona dostatecznie blisko, by ten go usłyszał.
-To nie
ma sensu. Wymęczą nas i załatwią. Poddajmy się, a gdy zejdą na
ziemię, zaczniemy atakować – zapowiedział przyjaciel.
-Zwariowałeś!?
Przecież mają przewagę. Dziesięciokrotną!
-Mamy
wyjście? Przecież teraz jesteśmy jedynie ruchomym celem. Musimy
działać – mówił z przekonaniem i desperacją, Potter.
-Może
kiedyś ci to mówiłem, ale zabiję cię Harry, jeżeli przez ciebie
zginiemy! - mimo sytuacji okularnik uśmiechnął się. W momencie,
gdy spostrzegł, jak Ron bezwładnie spada z miotły, poczuł rażący
ból. Potem było tylko ciemniej.
W
ciemności wołał i krzyczał, krzyczał wołając. Wreszcie zaczął
się przebudzać. Najpierw poczuł twardą i zimną ziemię pod sobą
oraz zapach wilgotnej trawy. Potem usłyszał kilka głosów. Ostry
ból rozdzierał czaszkę na ćwierci. Czuł się, jakby spadł z
miotły... Zaraz, zaraz. Przecież on SPADŁ z miotły. Spróbował
otworzyć oczy, ale powieki opadły po kilkukrotnych staraniach.
Jęknął zrezygnowany.
-Patrz,
budzi się – usłyszał czyiś głos, zdecydowanie zbyt blisko
siebie.
-Ano
widzę, leć po Arrowa – odpowiedział drugi głos, zdecydowanie
straszy i spokojniejszy. W dale słychać była narastające
zamieszanie. Harry zastanawiał się jak wielu jest ludzi i co z
młodym Weasleyem.
-Panie
Potter, czy słyszy mnie pan? - usłyszał czyiś głos tuż nad
sobą. Tym razem otworzył oczy siłą. Zabolało. To było zupełnie
jak rozpruwanie zaszytej skóry. Skrzywił się, dostrzegając masę
osób nad sobą. - Na miłość boską, podnieście go. No odsuńcie
się, przecież chłopak musi czymś oddychać – zarządził
głęboki męski głos, który wzbudzał autorytet, lecz nie podszyty
strachem. Gdy usadzono go, wreszcie mógł zrozumieć co się dzieje.
Gdy natrafili na pościg, lecieli nad polami, więc naturalnie
spadając, musiał być na właśnie takim polu. Dookoła rozstawiono
identyczne namioty, a on sam siedział na obalonym drzewie.
-Co tu
się dzieje? - zapytał zdezorientowany.
-Och,
nic takiego. Bardzo przykro mi, że poznajemy się dopiero teraz, ale
był pan w moim oddziale przez ostatnie miesiące. Jestem kapitan
Abraham Arrow. Możesz mi mówić po prostu Arrow – rzekł
wyciągając do niego dłoń.
Chłopak
potrząsnął nią niepewnie.
-Jestem
Harry Potter. Możesz mi mówić Potter, ale wolałbym Harry –
odpowiedział po chwili wahania. Mężczyzna zaśmiał się
serdecznie. Miał bardzo głęboki i ciepły śmiech. Wyglądał na
miłego, ale coś tu się nie zgadzało.
Miał
mocno zarysowany podbródek i kilkudniowy zarost. Nad gładkim czołem
sterczały złociste kosmyki kilkucentymetrowych włosów. Brązowe
oczy wyrażały inteligencję i coś co obserwował tylekroć u
Hermiony.
Miał
dobrze zbudowane opalone ramiona opięte służbowym podkoszulkiem z
znajomym logo. Biuro Aurorów.
-Jestem
ciekawy, czy wiesz dlaczego was goniliśmy – wypowiedział Arrow, a
Harry nabrał jedynie pewności. Poczuł jak włoski jeżą mu się
na karku.
-Tak,
wysłał was Minister. Jesteśmy martwi prawda? - ponownie rozległ
się głęboki śmiech.
-Minister
nie żyje, a ty chłopcze dobrze o tym wiesz. Nie jesteśmy tu z
rozkazu żadnego ministra, polityka ani kogokolwiek podobnego –
poinformował.
-Więc
czego chcecie? - zapytał zdezorientowany.
-Chcemy,
żebyś ty i twoi przyjaciele przyłączyli się do nas – oznajmił
oficjalnie. - Chcemy raz i porządnie uwolnić Ministerstwo od
jakiegokolwiek wpływu z zewnątrz. Załatwić pozostałe dwie głowy
zakonu – zakończył mrocznie.
-Zaraz,
zaraz... CZEGO? - Potter czuł się jakby spał o wiele za długo.
-A więc
pozwolisz, Potter, że wszystko ci wytłumaczymy...
Hermiona
myślała. Pierwszy raz od dłuższego czasu miała chęć analizować
wszystko co się wydarzyło. Wrócić do dawnych nawyków. Myśleć,
myśleć, myśleć. Wydarzyło się wiele – owszem, ale przecież
nawet po miesiącach tortur i niegodnego traktowania, nie ugięła
się, nic nie złamało jej ducha. Chociaż przez moment myślała,
że jest inaczej, teraz odżyła. Odważnie nabierała powietrza w
płuca, unosiła podbródek w geście dumy, mimo godnego pożałowania
położenia i – co najważniejsze – chciała działać. Powoli
układała wszystko w swej głowie, krok po kroku. Powoli i żmudnie.
Wiedziała już niemal wszystko.
Miała
nawet wrażenie, że wie o wiele więcej, niż przed wszystkimi
wydarzeniami ostatnich miesięcy. Dostrzegała szczegóły, pomijała
to co nieistotne i chyba rozgryzła tego przedziwnego człowieka, z
którym tyle przeżyła. Jednak nie była jeszcze gotowa odbywać z
nim rozmów. Tak wiele podejrzewała, tak wiele niemal wiedziała,
ale... Wraz z nową wiedzą nadchodzą nowe jej cienie, nowe obawy,
nowe sytuacje.
-Draco.
-Słucham?
- usłyszała zmęczony głos i pomyślała, że chciałaby umieć
prowadzić.
-Ja
chyba wiem po co mnie... Po co mnie porwano – zagryzła wargę.
Teoria była coraz mniej prawdopodobna, im więcej wypowiadała słów.
-Cały
czas o tym myślisz? - nie ukrywał zdziwienia i niezadowolenia.
Wolał te chwile gdy spała z głową opartą o szybę i uśmiechała
się do sennych mar.
-Tak.
To znaczy, nie tylko. Po prostu zastanawiałam się i...
-I? -
dociekał.
-Myślę,
że nie chodziło im o mnie, ani nawet o informacje, o które mnie
dopytywali. Bo przecież zakon cały czas wiedział gdy jest Harry,
co robi, co jada. Wszystko. Chodziło im tylko o jedną rzecz...
-Żeby
Potter się zbuntował – dokończył za nią. Ta przytaknęła
żywo, gdy zrozumiała, że nie jest jedyna, że przypuszczeni nie są
błędne.
-Więcej.
Nie mogliby go zabić – to oczywiste, ale jak łatwo byłoby go
wysłać na misję samobójczą, jak łatwo byłoby po prostu go
sprzątnąć. Jak przeszkodę, jak nic. Tyle, że nikt nie
podejrzewał, że Minister zginie... - dodała. - Ty mi, Draco, nie
mówisz całej prawdy. Coś tu się nie zgadza. Kto go zabił? Jak do
mnie trafiliście? Nie licząc wskazówek dla Ginny, nie mieliście
żadnych poszlak. Nic. Już nie chodzi o ciebie, ale musisz mi
powiedzieć CAŁĄ prawdę. To bardzo ważne.
No i
pięknie! Ta dziewczyna była niemożliwa! Najpierw ledwo
kontaktowała ze światem, potem przechodziła etap oswajania, a
teraz zarozumiale deklamowała swe oskarżenia!
-Skąd
pomysł, że w ogóle cokolwiek ukrywam? Może to wszystko ci się
zdaje? Wiele przeżyłaś i... - jego starania szły na marne.
-Jesteś
strasznie niepewny i niezdecydowany. Ciągle lawirujesz między
prawdą, a kłamstwem. Chcesz coś powiedzieć, ale stale wybierasz
wygodniejsze drogi. Jesteś człowiekiem ucieczki, Draco Malfoyu! -
rzuciła w prost. Zechciała umrzeć, gdy zobaczyła jak jego oczy
ciemnieją.
-Skąd
wiesz kim jestem!? - krzyknął, zaciskając pięści na kierownicy.
- Obliczyłaś to?! Wyczytałaś?! Nic, absolutnie nic o mnie nie
wiesz – te słowa dokonały czegoś strasznego. Nagle poczuli się
tak, jakby nie było ostatniego roku. Jakby ich – jeszcze przed
wojną – ktoś złośliwie umieścił w jednym samochodzie, aby
pozabijali się nawzajem. Hermiona poczuła palące łzy, a coś
ciężkiego ugrzęzło jej w gardle. Co właściwie tak go
rozgniewało? Co skłoniło ją, by udawała wszystko wiedzącą?
Zapadła
głęboka, brzęcząca cisza. Draco odetchnął głęboko. A przecież
tak bardzo chciał, by nie przejmowała się niczym! Był głupi
myśląc, że można tego dokonać. To tak jakby zabić w dzikiej
sarnie wolę biegu.
-Zaraz
będziemy na miejscu – rzekł jedynie. Na miejscu – czyli tam,
gdzie został wychowany. Tam, gdzie raz po raz mówiono mu kim jest,
kim ma być, kim powinien zostać. Gdzie nie pytano o nic, gdzie
liczył się respekt, chłód i opanowanie. Gdzie nikt nie liczył
się ze słabym, samotnym chłopcem, który miał zostać kimś
wielkim.
Wreszcie nowy rozdział! Jak zwykle świetny. Szkoda, że Draco i Hermiona się pokłócili. W sumie Draco powinien powiedzieć jej prawdę... Czekam na następny rozdział, mam nadzieję, że pojawi się szybko ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Dziękuję :D
UsuńOj tam zaraz pokłócili...
Ja również! :3
AAAA !
OdpowiedzUsuńwreszcie nowy rozdział! :D
kobieto, ja umierałam, codziennie zaglądając tu xd
rozdział- nie wierze że tak długi :o chociaż mimo wszystko mógłby byc dłuższy xd
i świetny wogóle! warto było czekać ale nie zostawiaj nas juz na tak długo :3
kurde, o co chodzi temu Arrowi :/ i nie wiem czy on jest po tej dobrej stronie czy złej.
ale chyba złej xd
nie rozumiem :D
idę spac xd
Dobranoc xd
Pozdrawiam M.
Dzielna M. dałaś radę :3
UsuńHah, żebym sama wiedziała... :>
Wyczekiwałam cierpliwie kolejnego rozdziału i nareszcie się doczekałam:)
OdpowiedzUsuńNieodmiennie zaskują mnie relacje między Hermioną a Draco.
Zastanawiam się jak długo ślizgon zamierza kryć przed dziewczyną swoje prawdziwe uczucia. Poza tym ciekawi mnie czy zdobędzie się na odwagę i wyjawi jej kto stoi za zabójstwem Ministra. W końcu gryfonka to sprytna bestia i w pewnym momencie zdoła skojarzyć fakty i połączyć je w logiczną całość. Poza tym, intryguje mnie ich wizyta w posiadłości Malfoya seniora. I jak na ich odwiedziny zareaguje pan domu?
I co stanie się z Harrym?
Jak zwykle mam wiele pytań,ale mam nadzieję,że na odpowiedzi nie będę musiała zbyt długo czekać, i w miarę swoich możliwości dodasz niedługo kolejny tak fantastyczny rozdział.
Pozdrawiam
Ooo dziękuję za cierpliwość :3
UsuńSama siebie zaskakuję, szczerze mówiąc.
Postaram się zrobić to jak najsprawniej, ale co z tego wyjdzie, tylko szkoła wie ;)
booooooski ♥♥♥
OdpowiedzUsuńdzięky :3
Usuńoooch. czemu tak krótko? tylko tyle mogę powiedzieć, bo poza tym jest super <3 :D
OdpowiedzUsuńIdealny <3
OdpowiedzUsuńLudzie co tak mało komentarzy? :/
Jeszcze nam Never w depresję popadnie ze tak malo komentarzy jest :c
Komentujcie ludzie ! Komentujcie !
Już mowilam ze kocham twojego bloga? xd <3
Dziękuję za troskę :D
UsuńPozdrawiam :*
Świetny rozdział! czekam na next:)
OdpowiedzUsuńKiedy nowy?
OdpowiedzUsuńZakochalam sie *.*
OdpowiedzUsuńJakie to cudowne uczucie <3
W twoim blogu oczywiscie :*
Ooo... how cute :D
UsuńCzekamy niecierpliwie na nowy rozdział:D
OdpowiedzUsuń